PAN PRZYCHODZI, WYJDŹCIE MU NA SPOTKANIE
Stajemy u progu Adwentu - okresu, który ma nas przygotować na przyjście Pana. Z jednej strony przygotowujemy się do święta Bożego Narodzenia - pamiątki Jego przyjścia na świat. Z drugiej strony mamy się przygotowywać na Jego powtórne przyjście w dniu sądu, który będzie sprawował nad światem i nad każdym z nas osobiście. Ta perspektywa skłania do refleksji: Z czym staniemy przed Jego ubogim żłóbkiem? Z czym staniemy przed Tym, Który był i Który jest, i Który przychodzi (Ap 4,8). Jak się przygotujemy, abyśmy, gdy się zjawi, mieli w Nim ufność i w dniu Jego przyjścia nie doznali wstydu (1J 2,28)? Czy jesteśmy gotowi, by móc wołać z tęsknotą: Amen. Przyjdź, Panie Jezu! (Ap 22,20)?
Przygotowanie na przyjście Pana
Kiedyś Jan Chrzciciel przygotowywał ludzi na spotkanie z przychodzącym Jezusem. Nawoływał do nawrócenia i pokuty. Wołał: Przygotujcie drogę Panu, prostujcie ścieżki dla niego! (Łk 3,4). Przychodzący do Jana ludzie przyjmowali chrzest pokuty, ale zdawali sobie sprawę, że ten zewnętrzny gest nie wystarczy. Chodziło o coś więcej - o przemianę serc, postaw, sposobu życia. Pytali więc Jana, co mają robić. On im radził, by czynili pokutę: odwrócili się od zła i czynili dobro; by mieli oczy otwarte na potrzeby bliźnich i czynem na nie odpowiadali. Kto ma dwie suknie, niech jedną da temu, który nie ma; a kto ma żywność, niech tak samo czyni (Łk 3,11). Jak bliskie są te słowa wołaniu proroka Izajasza: Przestańcie czynić zło! Zaprawiajcie się w dobrem! Troszczcie się o sprawiedliwość, wspomagajcie uciśnionego, oddajcie słuszność sierocie, w obronie wdowy stawajcie! (Iz 1,16-17).
Ale przygotowanie się na przyjście Pana dotyczy nie tylko słuchaczy Jana Chrzciciela. Każdy z nas, w każdej chwili, powinien być gotowy na spotkanie z Nim. Czuwajcie - mówi Jezus - abyście mogli stanąć przed Synem Człowieczym (Łk 21,36). Aby nam uzmysłowić, jak jest to ważne, w przypowieściach mówi o pannach mądrych i głupich, o gospodarzu, który czuwałby, gdyby wiedział, kiedy nadejdzie złodziej, o sługach, oczekujących na powrót swego pana... Jezus często mówi o czujnym oczekiwaniu, gdyż nie wiemy dnia ani godziny (Mt 25,13). Ostrzega nas: Uważajcie na siebie, aby wasze serca nie były ociężałe wskutek obżarstwa, pijaństwa i trosk doczesnych, żeby ten dzień nie przypadł na was znienacka, jak potrzask (Łk 21,34). W jakim kontraście są te słowa do naszych zwyczajów świątecznych, gdy w przygotowaniach na przyjście Jezusa najważniejszy wydaje się pełny stół, zaś wielu ludzi trafi do szpitala z powodu obżarstwa. A On mówi: Nie troszczcie się zbytnio o swoje życie, o to, co macie jeść i pić, ani o swoje ciało, czym się macie przyodziać. [...] Starajcie się naprzód o królestwo Boga i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane (Mt 6,25.33).
Sąd Ostateczny - sprawdzian miłości
Na przyjście Jezusa trzeba się przygotować przez miłość. Jeśliby ktoś posiadał majętność tego świata i widział, że brat jego cierpi niedostatek, a zamknął przed nim swe serce, jak może trwać w nim miłość Boga? Dzieci, nie miłujmy słowem i językiem, ale czynem i prawdą (1J 16-18). Właśnie z prawdy naszej miłości będziemy sądzeni, gdy Jezus przyjdzie. Nie z naszych osiągnięć zawodowych i naukowych, nie z tego, ile mieliśmy pieniędzy, jakim jeździliśmy samochodem, czy zdobyliśmy sławę... nawet nie z tego, ile odmówiliśmy różańców, na ilu byliśmy nabożeństwach czy Mszach, ale z tego, co zrobiliśmy dla naszych cierpiących bliźnich. Cokolwiek uczyniliście - albo nie uczyniliście - jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili - mówi Pan. Bo byłem głodny, spragniony, byłem przybyszem, byłem nagi, chory, w więzieniu... I pójdą jedni na mękę wieczną, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego (por. Mt 25,31-46).
Zauważmy - do piekła nie idą ludzie za jakieś straszne, bestialskie czyny, za potworne grzechy, których nie można odpuścić. Idą za małe - zdać się może - uchybienia: nie dali jeść, nie dali pić, nie przyjęli do domu, nie odwiedzili, nie odziali... To właśnie oni usłyszą: Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny (Mt 25,41), bo kto umie dobrze czynić, a nie czyni, grzeszy (Jk 4,17).
Jezus przyszedł na świat
Pamiątkę narodzenia Jezusa obchodzimy jako najradośniejsze święto. Ale w rzeczywistości Jego narodzenie tak bardzo radosne nie było. Maryja i Józef z pewnością byli pełni troski, gdy zabrakło dla nich miejsca pod dachem. Może byli nawet przerażeni, gdy musieli w nocy uciekać do Egiptu. To wszystko, o czym Jezus mówi w scenie Sądu Ostatecznego, stało się Jego udziałem od pierwszych dni na ziemi. On przez swoje wcielenie upodobnił się do nas we wszystkim prócz grzechu. Przyszedł na świat tak, jak przychodzą na świat dzieci nędzarzy, żyjących w Trzecim Świecie wprost na ulicznym bruku. Bywał głodny - Jego rodzina była biedna, a i w czasie Jego publicznej działalności nie raz zabrakło chleba. Bywał spragniony - prosił Samarytankę: Daj mi pić (J 4,7), a Jego pragnienie osiągnęło szczyt, gdy umierał na krzyżu. Nie zawsze miał dach nad głową - już wkrótce po narodzeniu znalazł się jako uciekinier w Egipcie, a i później często nie miał gdzie głowy złożyć. Umierał nagi, nie ominęło Go cierpienie cielesne, był w więzieniu...
W ten sposób Jezus utożsamił się z każdym człowiekiem, ale w szczególny sposób z ludźmi ubogimi i cierpiącymi. On pragnął dzielić ich los wtedy, On jest obecny w nich i dziś - cierpi ich cierpieniem, umiera ich umieraniem, woła ich spieczonymi wargami: Pragnę! - ale nie tylko wody, lecz przede wszystkim miłości. Tylko miłość może tak naprawdę ulżyć w cierpieniu, otrzeć spoconą, cierpiącą twarz, wywołać na niej uśmiech.
Jezus przychodzi już dziś
Jezus pragnie być stale z nami. Przychodzi codziennie w każdej Mszy św., by mówić przez swoje Słowo, by karmić nas swoim Ciałem. Ale On chce spotykać się z nami także na wszystkich drogach naszego życia. Przychodzi i kołacze do naszych serc, czekając na naszą miłość. Daje nam okazję, abyśmy wyrazili ją konkretnym czynem - dziś dla naszych bliźnich możemy uczynić to, co może chcielibyśmy uczynić dla Niego, gdy płakał w betlejemskiej stajni, gdy cierpiał na krzyżu. Jezus przychodzi - czy wyjdziemy Mu na spotkanie? Matka Teresa z Kalkuty kiedyś powiedziała: Jeżeli nasi biedni musieli umierać z głodu, to nie znaczy, że Bóg się o nich nie troszczył; to znaczy natomiast, że ty i ja niczego im nie daliśmy, nie staliśmy się narzędziem miłości w rękach Boga, by dawać im chleb i ubranie; znaczy też, że nie rozpoznaliśmy Chrystusa, kiedy ponownie przyszedł w nędznym przebraniu jako człowiek głodny i samotny, jako bezdomne dziecko, jako ktoś szukający schronienia.
Czy jesteśmy gotowi?
Zaczynamy przygotowania do świąt Bożego Narodzenia. Czy zdążymy? To pytanie stawia sobie każda gospodyni, przeglądając spiżarnię, zabierając się do świątecznych porządków. Znów zaczną się gorączkowe zakupy, gotowanie, pieczenie... W tej przedświątecznej bieganinie może umknąć to, co jest najważniejsze - przygotowanie na przyjście Pana samego siebie. Święta mają nam to tylko ułatwić. Niektóre świąteczne zwyczaje też mogą być pomocą. Stawiamy na wigilijnym stole puste nakrycie dla niespodziewanego przybysza. Sam głodny Jezus może stać się naszym gościem, gdy nakarmimy kogoś, kto nigdy nie jadł do syta! Przygotowujemy prezenty dla bliskich. Sam zmarznięty, płaczący w żłóbku Jezus może się do nas uśmiechnąć, gdy obdarujemy Go także w ubogim. Stawiamy na stole wigilijną świecę. Jej blask może rozjaśnić noc, w której rodzina Jezusa uciekała do Egiptu, gdy będzie to świeca Caritasu sprzedana w ramach wigilijnego dzieła pomocy. Przyjdźmy przed żłóbek Jezusa z darami - jak pasterze, jak mędrcy ze Wschodu. Przynieśmy dary naszej dobroci i otwartego serca, dostrzegającego potrzeby biednych, z którymi Jezus się utożsamił. Przygotujmy nasz dar z taką miłością, jak prezenty dla najbliższych. Sam Jezus przychodzi w grudniową noc i płacze nad światem, w którym jest tyle cierpienia, nędzy, głodu, wojen, niesprawiedliwości... Otrzyjmy łzy z Jego oczu! Jego płacz przypomina, że większość ludzi spędzi tę noc z pustym żołądkiem, że wielu uchodźców rwandyjskich nie przeżyje jej, gdyż nie otrzymają pomocy. Tylu niesprawiedliwie uwięzionych ludzi spędzi święta za kratami czy drutami kolczastymi, tyle dzieci przyjdzie na świat wprost na ulicznym bruku... Jezus przychodzi. Przychodzi już dziś tak, jak przyjdzie kiedyś na Sąd Ostateczny. Już dziś możemy odczytać Jego wyrok z oczu naszych braci. Czy spojrzą na nas ze smutkiem i bólem, oskarżając o swoje niepotrzebne cierpienie i śmierć, czy też z radością i wdzięcznością za okazaną im miłość?
Niech święta Bożego Narodzenia pomogą nam otworzyć swe serca dla ubogiego Jezusa. On, jak bezdomny przybysz w wigilijny wieczór, mówi: Oto stoję u drzwi i kołaczę: jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze Mną (Ap 3,20). On czeka na nasz świąteczny dar. On chce się nam odwzajemnić, darząc swą radością i pokojem. Tego właśnie życzę wszystkim Czytelnikom - by Jezus, który przychodzi, był ich najbardziej oczekiwanym gościem.
Wojciech Zięba
|