Znak Ruchu Maitri MY A TRZECI ŚWIAT
Pismo gdańskiego ośrodka
Ruchu Solidarności z Ubogimi Trzeciego Świata MAITRI
Nr 9 (19), grudzień 1997

"NIEWOLNICY Z OCEANII

      Nowe Hebrydy - archipelag na Pacyfiku w Melanezji (na wschód od Australii) - składa się z ok. 70 wysp o łącznej pow. 14.763 km2. Stolica Vila na wyspie Efate. Ok. 90% ludności archipelagu stanowią Melanezyjczycy, pozostałe 10% to osadnicy pochodzenia europejskiego oraz Chińczycy, Wietnamczycy i inni. Ludność używa ok. 110 języków i narzeczy. Od r. 1853, po aneksji przez Francję Nowej Kaledonii, datuje się wzmożona ekspansja Europejczyków w tym rejonie. Od 1906 r. Nowe Hebrydy stały się jedynym na świecie kondominium francusko-angielskim.

      Biali ludzie na Nowych Hebrydach - podobnie jak w całej Oceanii - wyrządzili tutejszej ludności wiele szkód i wołających o pomstę krzywd. W Europie stosunkowo mało wiadomo o blackbirdingu, czyli o łowach na niewolników w rejonie zachodniego Pacyfiku, zwłaszcza w archipelagu Nowych Hebrydów. Był to haniebny proceder, równie okrutny, jak łowy na niewolników w rejonie Zatoki Gwinejskiej w Afryce. Akwen afrykański był krwawiącą raną Afryki, zaś blackbirding spowodował w swoim czasie całkowite wyludnienie wielu wysp Melanezji.
      Krew i pot Murzynów afrykańskich stały się źródłem bogactwa plantatorów na południu dzisiejszych Stanów Zjednoczonych. Melanezyjczycy porywani z Wysp Salomona, Nowej Gwinei i Nowych Hebrydów stworzyli fortuny posiadaczy ziemskich w Queenslandzie w Australii, na wyspie Fidżi i wszędzie tam, gdzie rabowano im wolność i pracę.
      Amerykańska wojna domowa, utrudniająca chwilowo produkcję bawełny, tytoniu i innych poszukiwanych artykułów, doprowadziła do podejmowania prób ich produkcji w Australii i na wyspach Pacyfiku. Nie wszędzie te próby się powiodły, ale wszędzie wymagały rąk do pracy. W tej sytuacji do galerii białych łotrów Pacyfiku dołączyli łowcy niewolników. Nosili oni lokalną nazwę blackbirder, co w wolnym tłumaczeniu można oddać jako "łowca czarnych ptaszków".
      Łowy na niewolników rozpoczęły się w tym rejonie w r. 1847, a ich wątpliwej sławy pionierem został Beniamin Boyd. Jego ofiarami byli Melanezyjczycy z Wysp Lojalności i Nowych Hebrydów, których dostarczał na plantacje Qeenslandu.
      Łowcy niewolników z Mórz Południowych chętnie nazywali siebie werbownikami. Obiecując złote góry, "kontraktowali" wyspiarzy do pracy na plantacjach Fidżi, Queenslandu, czy do kopania guana w Peru. W rzeczywistości był to haniebny proceder, w którym wszelkie chwyty były dozwolone.
      Tubylcy z Australii nie nadawali się do monotonnej pracy na roli. Polinezyjczycy ze środkowego i wschodniego Pacyfiku także nie wytrzymywali długotrwałego wysiłku. Natomiast dorodni łowcy głów i ludożercy z Melanezji, raz poskromieni, stawali się znakomitymi, wytrwałymi robotnikami. Wyspiarze z Nowych Hebrydów, większej części Wysp Salomona, nadbrzeżnych okolic Nowej Gwinei oraz pobliskich wysp byli pierwszorzędnym materiałem na niewolników. Krajowców często porywano z brzegów lub uprowadzano z wiosek. Wywoływało to odwetowe mordy, dokonywane przez krajowców na białych.
      W tym straszliwym procederze wykazywano dużą pomysłowość. Łowcy niewolników przebierali się za misjonarzy, paradując na swych szkunerach w białych prześcieradłach imitujących komże. Niektórzy kapitanowie nawet wozili na statku fisharmonię, na której wygrywali psalmy. Kiedy krajowcy tłumnie zgromadzili się na pokładzie statku, załoga szkunera rzucała się na nich i zapędzała pałkami do ładowni. Potem statek odpływał, aby powtórzyć ten podstęp gdzie indziej. Łotrzy porywający ludzi nie wahali się przy oględzinach zdobytego "towaru" dokonywać bezwzględnej selekcji. Wyrzucali za burtę dzieci i starców, nie mających wartości rynkowej. Osławiony kapitan Jedno Oko używał swej protezy oka do swoistego szantażu. W obecności wodza wyjmował sztuczne oko i groził, że sprawi, iż każdemu wyspiarzowi wypadnie po jednym oku, jeżeli wioska nie dostarczy odpowiedniej liczby ludzi. Pomysłowy kapitan podobno nigdy nie cierpiał na brak "towaru".
      Innym ulubiony sposobem wabienia "żywego towaru" były swoiste usługi, jakie handlarze niewolników świadczyli krajowcom, pomagając im w polowaniu na ludzkie głowy. Wśród wielu plemion Melanezji istniał bowiem zwyczaj, że chłopiec, aby zostać mężczyzną i pojąć żonę, musiał dostarczyć do swojej wioski głowę wojownika lub jakąkolwiek inną. Jeden z "werbowników" wpadł na pomysł, by wozić młodych mężczyzn do sąsiadów, którzy mieli inne zwyczaje i łatwo padali ofiarą łowców głów. Po odwiezieniu pasażerów na rodzimą wyspę handlarze otrzymywali pewną liczbę krzepkich niewolników. Ponieważ taka procedura wydawała się niektórym handlarzom zbyt uciążliwa, sami mordowali wyspiarzy i handlowali "gotowymi" już głowami. Suszone głowy krajowców były zresztą w dawnym Sydney intratnym towarem.
      Najmożniejszym protektorem łowców niewolników, a szczególnie tych, którzy dostarczali swój "towar" do Queenslandu, był Robert Towns, wpływowy plantator, cieszący się w Australii powszechnym szacunkiem. Jego imię nosi dziś jeden z ważniejszych portów na wschodnim wybrzeżu Australii - Townsville. Udzielał on poparcia wszelkiego rodzaju łotrom, którzy dostarczali Melanezyjczyków na jego plantacje. Nieraz używał on swoich wpływów w australijskich organach wymiaru sprawiedliwości. Śmiertelność niewolników pracujących dla Townsa sięgała zastraszającej liczby 250 osób na 1000. Towns dożył spokojnej starości we wspaniałej rezydencji w Sydney. Sam wprawdzie nie brał osobistego udziału w ohydnym procederze blackbirdingu, ale to głównie na nim ciąży odpowiedzialność za śmierć tysięcy ludzi.
      Dzisiaj nie sposób odtworzyć statystyki dotyczącej handlu niewolnikami w Oceanii. Ocenia się jednak ostrożnie, że handlarze dostarczyli na plantacje samego tylko Queenslandu ok. 60 tysięcy wyspiarzy z Morza Koralowego! Ta olbrzymia liczba może nie robi sama w sobie takiego wrażenia, jak fakt, że handel niewolnikami praktycznie wyludnił wyspy Melanezji. Z Nowych Hebrydów wywieziono tak wielu krajowców, że do pracy na tamtejszych plantacjach, zakładanych znacznie później, Francuzi musieli sprowadzać kulisów z Indochin.
      Misjonarze bronili swych owieczek. Pisali listy protestacyjne do władz. Nie mogli jednak wiele zdziałać. Teoretycznie "werbowanie" wyspiarzy było w Queenslandzie uregulowane prawnie, dzięki czemu bezprawie nabrało pozorów legalności. Wystarczyło wyrobić sobie licencję werbownika, co nie przedstawiało żadnych trudności, aby zostać niemal legalnie łowcą i handlarzem niewolników. Nieliczne okręty wojenne, patrolujące wody Melanezji, nie miały praktycznie szans, aby zapobiec handlowi niewolnikami. Nawet gdy przyłapano łotrów na gorącym uczynku, uzyskanie wyroku skazującego w sądach Nowej Południowej Walii czy Queenslandu było wręcz niemożliwe. Zbyt wiele wpływowych osobistości w tych wówczas jeszcze koloniach było zainteresowanych stałym dopływem taniej siły roboczej. Kiedy jednak krajowcy w obronie własnej opanowali jakiś szkuner niewolniczy i wyrżnęli jego załogę, wymagano, aby królewskie okręty wojenne wywierały na nich krwawą zemstę. Jednak tylko w bardzo nielicznych przypadkach udawało się tubylcom zemścić na łowcach niewolników.
      Mimo wszelkich pozorów legalności handlu niewolnikami na Pacyfiku, zwłaszcza w Queenslandzie, mimo "kontraktów", a nawet - w okresie późniejszym - odstawiania nielicznych szczęśliwych niewolników na rodzinne wyspy, komisja królewska, działająca w 1885 r. stwierdziła, że we wszystkich badanych przez nią przypadkach stosowano oszustwo, uprowadzenie siłą lub podstęp. Ustalono, że spośród 630 wyspiarzy przywiezionych na plantacje Queenslandu, aż 167 zmarło w ciągu pierwszego roku pracy. Tę ogromną śmiertelność można by jednak uznać za nikłą, jeżeli weźmie się pod uwagę, że w tym samym okresie na Fidżi z 1000 niewolników z Melanezji zmarło 500 osób, a na niektórych plantacjach liczba zgonów dochodziła do 750!
      Na początku naszego stulecia wszystkie wyspy Pacyfiku znalazły się pod kontrolą europejską. Ustały w zasadzie jawne rozboje i gwałty, zastąpiła je jednak systematyczna eksploatacja. Stan taki utrzymuje się w wielu miejscach praktycznie do dziś. Na Nowych Hebrydach na przykład 36% uprawianej ziemi należy do 3% całej ludności. Nie trzeba chyba dodawać, że owe 3% stanowią biali. Tak więc czasem przesadnie reklamowana pomoc państw wysoko rozwiniętych dla wyspiarskich państewek jest po prostu częściową zaledwie rekompensatą za dawne zbrodnie.

Opracowano na podst.: Janusz Wokiewicz, Czarny Archipelag, KAW, Warszawa 1979


[Spis treści numeru, który czytasz]
[Skorowidz  tematyczny artykułów]
[Strona główna]      [Napisz do nas]