ŻYJEMY W AFRYCE...
Wojciech Zięba: Dlaczego musimy tak długo czekać na zdjęcia i informacje o sierotach wytypowanych do Adopcji Serca?
Ks. Stanisław Filipek SAC: Przecież żyjemy w Afryce... Musicie zrozumieć, że to nie jest Europa, gdzie siada się przy telefonie, gdzieś się dzwoni i takie a takie dziecko przyjdzie do zdjęcia. Zebrać te dzieci, spisać ich konkretne dane, żebyście o nich coś więcej wiedzieli, jest naprawdę dużą pracą i nie jest to prosta sprawa. Poza tym te dzieci są rozproszone. Są to duże odległości.
Drugą sprawą jest fakt, że nie mamy do tego przygotowanych ludzi, ani my sami nie byliśmy do tego przygotowani, jak to mamy robić. Myślę, że gdy coś się tworzy, trzeba przede wszystkim dużo cierpliwości. Jest dużo dobrej woli i naprawdę może być dużo zgłoszeń dzieci. Aby jednak odpowiedzieć na wszystkie wymagania, które Ruch Maitri nam stawia - przede wszystkim aby dać jak najwięcej informacji o dzieciach - potrzebujemy czasu. Poza tym niektórzy misjonarze są zbyt oddaleni. Ja nieraz robię kilkanaście czy kilkadziesiąt kilometrów tylko po to, by sfotografować dzieci. Przyjeżdża się raz, drugi i trzeci, a tu te dzieci nie przyszły, to znowu nie przyszły inne... Są różne przeszkody, niejednokrotnie niezależne od nich.
Dlatego chciałbym Was prosić, abyście się nie zniechęcali pewną powolnością naszych odpowiedzi i reakcji, dlatego że potrzeb jest bardzo dużo. Nie jesteśmy często w stanie natychmiast odpowiedzieć na wszystkie wymogi Ruchu Maitri. Nie jesteśmy w stanie nadesłać dane i zdjęcia tylu dzieci, ile ludzie potrzebują. To wymaga bardzo dużo czasu i dużego zaangażowania ludzi, a my prowadzimy wiele innych działalności, które też są bardzo istotne i ważne. Rwandyjczyk w tej chwili bardzo cierpi. Cierpi fizycznie, ale też duchowo. Naród Rwandy jest bardzo zraniony. Jego potrzeby są przeogromne i trzeba mu nieść wszelaką pomoc, nie tylko materialną, ale przede wszystkim duchową, moralną, by goić rany ich serc.
Kolejny aspekt, który chciałbym podkreślić, to że żyjemy w atmosferze ciągłego zagrożenia. Ostatnio wzmogły się ataki na księży, misjonarzy, polskie siostry, które zostały ostrzelane i ledwie uszły z życiem, a jedna została zraniona, czy kilka sióstr innej narodowości, które zostały zamordowane. To wszystko powoduje ogromne napięcie, zagrożenie życia.
Jest wiele uwarunkowań. Dlatego mówię: przede wszystkim trzeba cierpliwości. Będziemy dosyłać dokumentację. Nie traćcie ducha, tylko włączajcie się w tą akcję, bo ona jest naprawdę wspaniała i jest nadzieją dla wielu dzieci - nadzieją na lepszą przyszłość, przyszłość spokojną. Bóg Wam zapłać i szczęść Boże.
Ząbki, 7.02.1998 r.
|