MIŁOŚĆ BEZ GRANIC
Homilia ks. biskupa Edwarda Samsela wygłoszona w czasie Mszy św. w Niepokalanowie 12.09.1998 r. (wspomnienie Najśw. Imienia Maryi) podczas spotkania krajowego uczestników Ruchu Maitri.
"Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa, który napełnił nas wszelkim błogosławieństwem" (Ef 1,3).
Eucharystia, która jest szczytem całego naszego życia, ale również szczytem całej działalności Ruchu "Maitri", jest wielkim aktem uwielbiena Boga Ojca, który wskrzesił Swojego Syna, naszego Pana Jezusa Chrystusa z martwych i przez Niego napełnił nas wszystkich swoim błogosławieństwem.
Apostoł mówi dalej: "W Nim, w Chrystusie, wybrał nas", i dalej: "przeznaczył nas dla siebie jako przybranych synów Boga, abyśmy mogli dostąpić zbawienia również my, z góry przeznaczeni zamiarem Tego, który dokonuje wszystkiego zgodnie z zamysłem swej woli" (por. Ef 1,4-5).
Ten hymn - bo taki jest zapis w liście do Efezjan - jest hymnem uwielbienia Boga. Poprzez słowa tego hymnu wszyscy jesteśmy wpisani w wielkie dzieło Boże, w wielki akt miłości Bożej do człowieka. Bóg wybrał nas przed założeniem świata. To może szokować. I z pewnością tak jest, kiedy człowiek trochę o sobie pomyśli: przewidziany przez Boga, od wieków wybrany, przeznaczony, aby przynieść owoc - owoc miłości. Wszechmogący Bóg podzielił się z nami odrobiną swojej wszechpotężnej miłości. Odrobinę tej miłości (bo jak moglibyśmy to inaczej powiedzieć?) otrzymał człowiek. Sam stworzony z miłości, jest też darem miłości. Darem miłości dla drugiego, a przez niego - dla świata. Trzeba bardzo pieczołowicie nosić ten skarb "w glinianych naczyniach" - jak powie Apostoł. Bardzo łatwo je stłuc, rozbić, ale trzeba mieć miłość, odrobinę miłości, którą niesiemy poprzez ten świat. Ta drobina, iskra miłości, którą otrzymujemy od Wszechmogącego, przemieniała świat. Jesteśmy posłani, aby ten dar - miłość Bożą - nieść. Szczęśliwy człowiek, który potrafi miłością obdzielać innych, wyzbywać się siebie jak Jezus, który "uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci - i to śmierci krzyżowej" (Flp 2,8).
Jest to miłość do końca, jak powie św. Jan w swojej Ewangelii: "umiłował nas do końca" (por. J 13,1) - ogołocił samego siebie stawszy się posłusznym aż do śmierci. Apostoł Paweł dodał: śmierci krzyżowej.
Tak chcielibyśmy patrzeć na Ruch "Maitri". Padło tutaj piękne określenie: wrażliwość serca. Chciałbym przed Panem Bogiem powiedzieć: nadwrażliwość - co nie ma nic z patologii. Ale wrażliwość do końca, nawet włącznie z ogołoceniem samego siebie, by stać się sługą miłości względem innych. Czyż nie to leży u podstaw całej działalności Ruchu na rzecz ubogich? Iskra miłości niesiona przez nas, by dzielić miłość z innymi ludźmi.
Dzieło św. Maksymiliana miało swoich współpracowników. Jednego z nich uczcimy na mojej rodzinnej ziemi pod koniec tego miesiąca: brata Zenona Żebrowskiego, misjonarza Japonii. We wrześniu tego roku mija 100 lat od jego narodzin. Pamiętamy wybuch bomby atomowej. Po tym kataklizmie w Nagasaki i Hiroszimie brat Zenon wyszedł na ulice i zaczął zbierać dzieci. Ktoś mówił (być może tak było, trudno to sprawdzić), że brat Zenon zapamiętał ze swego kościoła parafialnego obraz św. Marcina, który rozcina mieczem swój płaszcz i dzieli się z człowiekiem ogołoconym, biednym. Tak rozpoczęło się dzieło brata Zenona, któremu ostatecznie Japonia wystawiła pomnik z krótkim, ale jakże wymownym napisem: "Miłość bez granic".
Być może sam Zenon Żebrowski opowiadał to, co franciszkanie odnotowali, a co świadczy o jego duchowości, którą zaszczepiła w nim jego matka, z pewnością prosta kobieta. Nie wiem, czy umiała czytać, ale z pewnością modliła się i poznawała na klęczkach teologię i miłość Boga. On zapamiętał jedno zdanie, które często później powtarzał: "Pamiętaj, jeśli ubogi poprosi cię o wsparcie, oddaj wszystko, co masz w kieszeni". To jest miłość. Odwzajemnić się Bogu za miłość - miłością.
Ciągle wracam do podstaw Ruchu Maitri: jest nią miłość bez granic. Kiedy przed laty tłumaczyłem księżom biskupom sprawy tego Ruchu i jego zaangażowania, i kiedy prosiłem, aby wasz aktualny Duszpasterz był stróżem wartości tego Ruchu, pamiętam, że odwoływaliśmy się do duchowości franciszkańskiej. Nie jest zbiegiem okoliczności, że jesteśmy dzisiaj u braci Biedaczyny z Asyżu, który bolał nad tym, że Miłość nie jest kochana.
Dzisiaj, w dniu imienin Matki Bożej, mamy w uroczysty sposób się Jej zawierzyć. Jest to najpiękniejszy dzień, jaki Opatrzność Boża mogła przygotowała dla tego aktu. W dniu imienin trzeba Maryi żywo i zdecydowanie przynieść i złożyć ten akt jako najpiękniejszą wiązankę.
Kapłan czytał przed chwilą o posłannictwie Archanioła, wybrańca Bożego, do Dziewicy z Nazaretu, Dziewicy poślubionej mężowi imieniem Józef. Dziewicy było na imię Maryja - Miriam. Mamy jeszcze równoznaczne imię Maryi: Pełna Łaski. To jest imię własne Matki Bożej. Łaska to tyle, co miłość. W encyklice Jana Pawła II "Bóg bogaty w miłosierdzie" (Dives in misericordia) napotykamy na wyjaśnienie, co znaczy łaska Chrystusa - jest to miłość. Pełna Łaski to tyle, co wypełniona miłością, miłością po brzegi. Któryś z teologów powiedział: ani kropli więcej, ani jednej kropli więcej. Bo pełnia łaski to pełnia miłości. Dlatego niech Maryja, Matka Pełna Łaski, będzie Orędowniczką, Pocieszycielką dla wielu i nadzieją naszą. Amen.
|