UWOLNIĆ BIEDNYCH OD DŁUGÓW
Nasza rozmówczyni, p. Krystyna Szmukała z Anglii, spotkała się z przedstawicielami ośrodków Ruchu Maitri, zgromadzonych na spotkaniu w Niepokalanowie. Podjęli oni decyzję o przystąpieniu do koalicji Jubileusz 2000 i wzięciu udziału w kampanii, mającej na celu redukcję zadłużenia międzynarodowego najbiedniejszych krajów świata. Rozpoczęliśmy zbieranie podpisów pod petycją do grupy najbogatszych krajów-wierzycieli. Pani Krystyna zechciała podzielić się swymi przemyśleniami z naszymi Czytelnikami. Jej słowa mogą być nam pomocne w owocnym prowadzeniu tej akcji.
W. Zięba: Proszę powiedzieć coś o sobie.
K. Szmukała: Przyjechałam z Wielkiej Brytanii. Pracuję jako parafialna przedstawicielka CAFOD (Catholic Action for Overseas Development) i regionalna reprezentantka Kampanii Jubileusz 2000. CAFOD jest organizacją Kościoła katolickiego w Anglii i Walii, założoną przez biskupów dla pomocy w rozwoju ubogim krajom Trzeciego Świata. W r. 1996 CAFOD wraz z organizacjami protestanckimi i ewangelicznymi zapoczątkowała kampanię Jubileusz 2000. Kampania podjęła akcję zbierania podpisów pod petycją skierowaną do krajów grupy G7 (siedmiu najbogatszych krajów świata), aby z racji Roku Jubileuszowego umorzyły długi krajom najbiedniejszym. Przyjechałam do Polski, aby i tutaj zaszczepić Kampanię. Przebiega ona już w ponad 40 krajach świata. Są wśród nich kraje z grupy G7: Francja, Włochy, Wielka Brytania, Norwegia, Niemcy, Ameryka, Japonia. Różne organizacje prowadzą tam intensywną kampanię. Przebiega też w Afryce i Ameryce Łacińskiej.
W.Z.: Jaki jest sens udziału w kampanii organizacji z zadłużonego Południa? Każdy dłużnik chciałby, aby darować mu długi.
K.S.: To ma być akcja i petycja światowa. Nie chcemy, żeby wierzyciele sądzili, iż jest to tylko inicjatywa brytyjska.
W.Z.: Ale czy głos krajów zadłużonych ma jakąś wagę? Czy ktoś będzie ich słuchał?
K.S.: Tak, będą wysłuchane, gdyż ich zadłużenie oddziałuje negatywnie na cały świat. Przejawia się to np. w rabunkowej eksploatacji środowiska i bogactw naturalnych, produkcji narkotyków przemycanych na Północ, nielegalnej imigracji czy kurczeniu się rynków zbytu na produkty krajów uprzemysłowionych, co powoduje m.in. wzrost bezrobocia. Także decyzje krajów G7 wpływają na cały świat, choć ich przywódcy reprezentują wyłącznie swoje państwa. Niestety, cały świat nie ma wpływu na decyzje grupy G7.
W.Z.: Zwłaszcza kraje najbiedniejsze...
K.S.: Oczywiście. Dlatego kwestionujemy grupę G7 jako legalną instytucję demokratyczną. Musimy dążyć do tego, żebyśmy jednak mieli wpływ na to, co się dzieje na świecie. Decyzja kilku osób nie może być legalna, jeżeli powoduje skutki ogólnoświatowe. Poza tym decyzje o udzielaniu ulg w zadłużeniu międzynarodowym powinny być podejmowane w oparciu o przejrzyste zasady i procedury, niezależne od wierzycieli. Muszą zaistnieć inne procedury i instytucje, które będą mieć wpływ na podejmowane decyzje.
W.Z.: Czemu decyzje o umorzeniu zadłużenia mają być niezależne od wierzycieli?
K.S.: Zaciąganie pożyczek międzynarodowych musi odbywać się w sposób legalny, jawny, a sygnatariusze umów muszą ponosić odpowiedzialność za swoje decyzje wobec lokalnego parlamentu. Ale do tej pory w wielu wypadkach było inaczej. To są kwestie prawne. Społeczność międzynarodowa musi mieć na to jakiś wpływ. Aby nasza akcja mogła odnieść sukces, jest bardzo ważne, aby zmobilizować światową opinię publiczną, a także rządy innych krajów, by działały w tym samym kierunku.
W.Z.: Trudno mi zrozumieć, dlaczego ktoś ma decydować o cudzych pieniądzach.
K.S.: Przykładem mogą być brytyjskie koncerny, które nie ponoszą odpowiedzialności przed parlamentem brytyjskim. Ich zadaniem jest wypracować zysk. Dotychczas rządy w Anglii nie wtrącały się do nich. Jeśli mają zysk, wszystko jest w porządku. Ale te koncerny mają też wielką potęgę i robią, co im się podoba. Gdy operują za granicą poza zasięgiem brytyjskiego prawa, nie muszą się tłumaczyć przed brytyjskim parlamentem. Często ich działalność w krajach Trzeciego Świata jest niesprawiedliwa i prowadzi do wielkiego wyzysku najbiedniejszych.
Podobnie działają kraje G7. Jest to luźna grupa, której przedstawiciele spotykają się, żeby uzgadniać swoje plany. Tylko - niestety - ich decyzje wpływają na cały świat, przed którym jednak nie muszą się tłumaczyć.
Bardzo wiele pożyczek międzynarodowych zaciągano w sposób niejawny, a decyzje zapadały między elitami poszczególnych krajów. A jak wierzyciele przyznają jakieś ulgi, decydują sami, więc te ulgi są minimalne.
W.Z.: A więc potrzebna jest jakaś kontrola?
K.S.: Tak, gdyż oni mogą postępować źle! Podobnie administracja w Anglii musi podlegać jakiemuś prawu. Ona też popełnia błędy, czasem przekracza swój mandat czy kompetencje, lub działa nielegalnie. Wtedy wkracza prawo, żeby powstrzymać takie działania albo odwrócić nieprawidłowe decyzje.
Natomiast gdy na światowym forum międzynarodowym jakieś banki czy grupy państw (jak G7) podejmują działania, które są niesprawiedliwe, nie ma odpowiedniego prawa międzynarodowego i nie ma żadnej procedury, instytucji czy władzy, która by mogła powiedzieć: Nie, tak być nie może!
W Polsce i w innych krajach czasem automatycznie przyjmuje się, że to, co dzieje się na Zachodzie, jest dobre i demokratyczne. Czasami demokracja jest jednak fikcją, bo za dużo jest decyzji i transakcji przeprowadzanych tajnie. Nie wszystkie są legalne czy sprawiedliwe. A społeczność międzynarodowa nie wypracowała jeszcze dostatecznie rozwiniętych struktur ani sądu międzynarodowego. Nie ma też żadnych zasad w sprawie zadłużenia międzynarodowego, np. prawa o bankructwie państw. Nie tylko dłużnicy są tu winni. Wierzyciele też popełnili wiele błędów, np. pożyczając pieniądze bez żadnej kontroli ich wykorzystania. Muszą więc istnieć jakieś niezależne struktury, żeby decydowały, gdzie popełniono błędy, gdzie podjęto nielegalne decyzje i gdzie w związku z tym powinny być ulgi. Za te błędy płacą najbiedniejsi, dlatego świat musi mieć na to wpływ!
W.Z.: Spójrzmy może na problem z innej strony. Jeśli ktoś zaciągnął pożyczki, czy nie powinien ich jednak zwrócić?
K.S.: Oczywiście! Gdy Pan się zadłuża, zawiera Pan umowę, w której najważniejsza jest Pana zgoda. Gdy Pan idzie do sklepu i kupuje buty, bierze Pan buty i płaci. Pan dobrowolnie zawiera te transakcje i wie, co robi.
Natomiast w przypadku zadłużenia międzynarodowego pożyczki bywały negocjowane i zaciągane przez lokalne elity bez wiedzy i zgody społeczeństwa. W tym wypadku nie ma żadnej umowy. Pieniądze często ginęły lub szły na nielegalne cele. Natomiast ciężar spłacania długów spada na ludzi, którzy nie mieli z nich żadnej korzyści. Matki w zadłużonych krajach mówią: My te pożyczki spłacamy. Ale czy dzięki nim moje dziecko lepiej jadło? Czy było ubrane? Czy chodzi do szkoły? Biedni nigdy tych pieniędzy nie widzieli, choć mieli z nich korzystać
W.Z.: Czy jednak same podpisy pod petycją wystarczą, by skłonić największe potęgi świata do ustępstw? W Polsce wielu ludzi nie wierzy w skuteczność podobnych akcji. Ludzie mają tu konkretne doświadczenia, gdyż takich akcji organizowali wiele, a polski rząd w ogóle nie reagował. Czy wobec tego ludzie w Polsce są w stanie uwierzyć, że na ich opinię zareaguje rząd Ameryki?
K.S.: Nie chcę tutaj nikogo obrazić, ale wydaje się, że mentalność ludzi w Polsce jest jeszcze negatywna. Jest to pozostałość po czasach komunistycznych. Ludzie w Polsce jeszcze nie do końca wierzą w swoje prawa ani w to, że ich głos jest ważny. Na Zachodzie ludzie mają silniejszą świadomość i dojrzałość polityczną.
Jest szalona różnica między Polakiem i Anglikiem. Anglicy są bardzo wymagający. Wszystko im się należy, do wszystkiego mają prawo. Bardziej niż Polacy domagają się respektowania swoich praw obywatelskich. Domagają się tego aż do przesady. Zupełnie inna mentalność. Są do przesady przekonani, że rząd jest im wszystko winien, że ich opinia jest bardzo ważna. Gdy Anglicy stwierdzą, że mają do czegoś prawo, oni w to wierzą i mają bardzo silną świadomość, że rząd musi słuchać ich wymagań.
Oczywiście, Polacy mają określone doświadczenia. Ale może nie są dość otwarci na doświadczenia innych krajów i nie rozumieją jeszcze charakteru innych ludzi?
W.Z.: Czy jednak głos Polaków będzie się liczyć? Polska ma długi, choć zostały one częściowo zredukowane. Jak więc Pani to widzi: Polacy zbierają podpisy, żeby uwolnić od długów Afrykę, a sami są zadłużeni?
K.S.: Przecież to nie Polacy zaciągali pożyczki, ale komunistyczne rządy, które nie miały mandatu społecznego. Podobnie było w innych krajach. Wszędzie, gdzie prowadzi się różne transakcje, działania polityczne i ekonomiczne, może się wkraść korupcja i zło. Gdziekolwiek to się zdarza, ludzie - obojętnie, czy są to Polacy czy Anglicy, mężczyźni czy kobiety - muszą pilnować, by struktury światowe, finansowe czy handlowe, nie ulegały korupcji. Jest naszym wspólnym interesem, by światowe struktury służyły całej ludzkości. Tam, gdzie te struktury się psują, musimy walczyć o ich zreformowanie.
Nasza akcja przyniosła już pierwsze efekty. W czerwcu podczas spotkania przedstawicieli grupy G7 w Birmingham wręczono petycję z 1,5 mln podpisów. 60 tys. osób utworzyło żywy łańcuch wokół miejsca obrad. Są już pierwsze pozytywne reakcje ze strony niektórych rządów. Najsilniej opierają się Niemcy i Japonia. Trzeba więc akcję prowadzić dalej. Głos Polaków ma też znaczenie.
W.Z.: Pani wrażenia z przyjazdu do Polski...
K.S.: To, co już uzyskaliśmy, jest bardzo pozytywne i znaczące. Gdy zbierałam podpisy w pierwszej parafii w Gdańsku, ludzie reagowali pozytywnie, podpisując petycję. Podobnie grupy, z którymi miałam kontakty. Ruch Maitri od razu rozpoczął działalność, podobnie Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży w Diecezji Zielonogórsko-Gorzowskiej. Z życzliwym przyjęciem spotkałam się też w Caritas Polska i w Ogólnopolskiej Radzie Ruchów Katolickich, do której należy Ruch Maitri. Wyniki mych spotkań i kontaktów były zawsze pozytywne. Czas pokaże, jakie będą konkretne efekty tej akcji, która w Polsce dopiero się zaczyna. Wyjeżdżam jednak z dużą nadzieją na jej powodzenie.
|