Znak Ruchu Maitri MY A TRZECI ŚWIAT
Pismo gdańskiego ośrodka
Ruchu Solidarności z Ubogimi Trzeciego Świata MAITRI
Nr 8 (46), listopad-grudzień 2000

PIGMEJE W BURUNDI


Pigmeje przy swym szałasie.
      W Rwandzie i Burundi potocznie mówi się o nich jako o ludziach z "trzeciego plemienia". Pigmeje Twa żyją na marginesie społeczności obok ludności Hutu i Tutsi, często będąc przedmiotem pogardy i dyskryminacji z ich strony. Stanowią zaledwie ok. 1% ludności kraju, nie mają żadnych wpływów politycznych i gospodarczych. Opowiadają o nich misjonarki z Burundi.
      S. Ezechiela: Pigmeje mieszkają w szałasach - cztery pręty z drewna przykryte liśćmi bananowca. Wszyscy mają chyba takie samo wyposażenie: trzy kamienie, garnek i jedną łyżkę do mieszania. Choć jest to mały szałas, jest to pomieszczenie do spania. Jest więc mata na ziemi i coś do przykrycia. Jeśli ktoś jest bardziej pomysłowy i trochę więcej chce, to robi sobie pryczę i nie jest mu zimno od ziemi. I na tym koniec. W tym, co mają na sobie, chodzą cały Boży dzień, piątek, świątek czy niedziela, tak długo, aż spadnie. Jak dziecko idzie do szkoły, ma obowiązek umyć się i wyprać. To już jest postęp. Ale my wymagamy, żeby ubranko szkolne wytrzymało cały rok, więc po szkole dziecko się rozbiera. Wiadomo, że gdy mamy jakieś możliwości i dostaniemy skądś, na przykład z parafii, jakieś ubrania, to ich ubieramy, ale teoretycznie noszą jedno tak długo, aż spadnie. Przychodzą się leczyć i mówią: "Ty chcesz ode mnie pieniądze? Przecież ja jestem Pigmej, ja nie mam pieniędzy." Odpowiadam, żeby chociaż ulepił nam garnek. I przynosi garnek, żeby nie było za darmo. Taka jest sytuacja.

Pigmeje tradycyjnie trudnią się garncarstwem

Pigmeje tradycyjnie trudnią się garncarstwem.

      Pigmeje różnie są traktowani w społeczeństwie, jak możemy się zorientować z rozmów i z tego co się dzieje na porodówce. Oto przykład: jest dziecko pigmejskie i wiadomo, że umrze. Siostra mówi pracownicy (która przecież jest inteligentna, bo pracuje i coś umie), żeby je ochrzciła. A ona pyta, jak może to zrobić - przecież ono nie ma duszy! Na to siostra: "Ty mówisz, że nie ma duszy? To ty jesteś katoliczką i chodzisz do kościoła?!"
      Z matkami jest różnie. Niektóre są ochrzczone, jeśli pochodzą z rodzin trochę bogatszych, którym zależało na kształceniu. Lecz mało jest wykształconych kobiet, bo rodzice raczej posyłają do szkoły chłopców. Ale dziewczęta chrzczone są nie tylko w szkole, ale również przez siostry, albo wcześniej biali misjonarze prowadzili ewangelizację i rodzice zostali ochrzczeni. Jednak to się zdarza bardzo rzadko. Nieraz nawet sama matka prosi o chrzest. Każdy przypadek jest inny.
      S. Elwira: W naszym ośrodku dokonał się postęp. Gdy przybyłyśmy w r. 1987 do Buraniro, jak przyszedł ktoś z Pigmejów, czekał, aż wszyscy zostaną przyjęci. Wchodził dopiero po nich. Obecnie sytuacja się zmieniła. Każdy zostaje przyjęty wtedy, kiedy przychodzi. Podobnie na porodówce - z Pigmejkami nikt nie chciał w pokoju w ogóle leżeć. Teraz tego nie widzimy. Matki przychodzą do porodu i są obsługiwane jak każda inna. Nawet jak były tu działania wojenne i mieliśmy troje wcześniaków, każde z innego plemienia: Tutsi, Hutu i Batwa, włożyłyśmy je do jednej kołyski.
      Raz byłyśmy bardzo wzruszone. Była wielka strzelanina. Do naszego szpitala zawsze z domów przynoszą jedzenie dla chorych i po kolei coś tam przygotowują, chyba, że ktoś jest z bardzo daleka, wtedy my myślimy o jedzeniu dla niego. Akurat dla kobiety Tutsi przynieśli cały garnek jedzenia. Chciałyśmy coś przygotować dla Pigmejki, a tamta mówi: "Nie trzeba, dla mnie przynieśli i ja się z nią podzielę". Cała trójka jadła z jednego garnka. Choć są walki międzyplemienne, ona chciała się podzielić.
      Teraz między ludźmi coraz bardziej zanika nienawiść międzyplemienna. Oczywiście są ludzie i ludziska, ale sytuacja jest lepsza, niż dawniej, szczególnie wśród ludzi prostych. Bo politycy wiedzą swoje, a sytuacja na miejscu jest inna. Jedni i drudzy, bez względu na przynależność plemienną, stracili wszystko. Ludzie widzą, że im wszystko zabrali i spalili, innym też wszystko zabrali i spalili, więc zaczynają się zastanawiać. Widzą to, myślą i starają się normalnie żyć.
      S. Ezechiela: Inni nie mieszają się z Pigmejami. Pigmeje mieszkają oddzielnie. Mają swoje tereny, tworzą swoje małe osiedla z kilku domków. Jak wychodzą, nikt ich nie zaczepia, oni nie zaczepiają innych. W szkole raczej nie słychać, żeby inne dzieci dokuczały Pigmejom. Prędzej takie wypadki zdarzają się w starszych klasach. Na przykład jeden z uczniów nie chce chodzić do szkoły i coraz częściej wagaruje. Trudno powiedzieć, dlaczego. Nam nic nie mówi. Uczył się dobrze, nie miał trudności z nauką, więc to nie jest chyba przyczyną kłopotów. Mamy wrażenie, że dzieci mu dokuczają.

Z garnkami w drodze na targ.

Z piramidą garnków w drodze na targ.

      S. Elwira: Jeszcze większe problemy powoduje u nich zdobywanie pożywienia. Dla nich to jest najważniejsze. Wśród Pigmejów jest bardzo mało dzieci niedożywionych. Oni jedzą wszystko, co tylko się da. Bardziej zwracają uwagę na jedzenie, niż na ubranie, pójście do szkoły czy cokolwiek innego. Jak dzieci są głodne, po prostu nie idą do szkoły. Mówią, że musiały iść zapracować na jedzenie.
      I z tym właśnie chłopcem też był taki problem. Przed Bożym Narodzeniem dowiedziałyśmy się, że coś ze szkołą szwankuje - nie chodził tak, jak trzeba. Trzeba go było kontrolować. Pytam się, dlaczego. Odpowiedział, że był głodny. Mówił, żeby raz w tygodniu dawać mu jedzenie. Teraz chłopak dobrze się uczy - przekonałam go jedzeniem. Przedtem mówił: "Głodny jestem, bardzo głodny, już nie mogę wysiedzieć w szkole". Ja mu wierzę. Często trudno jest mi myśleć o wszystkim, żeby jeszcze ich dożywić, żeby coś im kupić. Teraz jest siedemnasty w klasie na czterdzieści osób, czyli idzie mu dobrze. Sądzę, że jego kłopoty bardziej jednak wynikają z tego, że koledzy mu dokuczają.
      S. Ezechiela: Mamy szkołę obok, widzimy, co się dzieje na podwórku i łatwo nam zauważyć, że w młodszych klasach mali Pigmeje bawią się razem ze wszystkimi. Mniejsze dzieci nie odsuwają się, a wśród starszych jest tak, jak w Polsce - jak ktoś odstaje, różni się, to się nie podoba. Dzieci chyba wszędzie są jednakowe. O małżeństwach mieszanych wcale się nie słyszy. Pigmeje są traktowani gorzej, bo nie są wykształceni. Jak nie mają na jedzenie, to tym bardziej rodzice nie poślą dzieci do szkoły. A jak nie mają szkół, to nie zdobędą żadnych stanowisk. Pozostaje tylko pole i troska o jedzenie. Całe życie upływa między jedzeniem, polem i dziećmi. Coraz częściej słyszy się o trosce, chociażby naszych sióstr czy innych zgromadzeń, żeby jednak posyłać dzieci Pigmejów do szkoły. Jak już dziecko czegoś się nauczy, to wprowadzi to do domu, a jak dorośnie, wyśle do szkoły swoje dzieci, bo zobaczy, że czegoś się dowiedział. Warto to robić dla nich i dla rozwoju ich kraju, warto ich uczyć, bo są zdolni. Jeden z Pigmejów na półrocze był pierwszy w klasie. Miał najlepsze wyniki. To znaczy, że oni jednak nie są matołami. Sami tak myślą o sobie, inni tak o nich myślą. Nawet pani nauczycielka pytała, czy siostry wcześniej go nie uczyły. Jeśli wychowawczyni jest zdziwiona ich wynikami w nauce, to także świadczy o istniejących uprzedzeniach.

Zanotował Wojciech Zięba


[Spis treści numeru, który czytasz]
[Skorowidz  tematyczny artykułów]
[Strona główna]      [Napisz do nas]