MY A TRZECI ŚWIAT Pismo gdańskiego ośrodka Ruchu Solidarności z Ubogimi Trzeciego Świata MAITRI |
|
Nr 4 (58), maj 2002 |
WARTO POMAGAĆ INNYM Pani Grażyna D. z Poznania ma 53 lata, jest ekonomistką. Do Adopcji Serca przystąpiła w styczniu 1999 r. Odpowiada na naszą Ankietę Jubileuszową. Jestem od 30 lat mężatką, mam dorosłych synów. Starszy (27 lat) jest żonaty i ma 4,5-letniego synka Mateusza. Skończył politechnikę, synowa Akademię Ekonomiczną. Młodszy syn, 24 lata, jest na polsko-francuskim stypendium doktoranckim (kierunek biotechnologia, Uniwersytet A. Mickiewicza w Poznaniu). Biegle zna język angielski i francuski. Mąż jest również pracownikiem naukowym, lecz nie pracuje na uczelni. Ja skończyłam dwuletnie pomaturalne studium ekonomiczne, przez 30 lat pracowałam w pięciu różnych firmach jako pracownik biurowy. W momencie przystąpienia do Adopcji byłam na rencie z powodu bardzo złego stanu zdrowia. Teraz pobieram zasiłek przedemerytalny. Interesuję się polityką, sprawami społecznymi, kulturą starożytną, malarstwem (maluję amatorsko obrazy, głównie portrety), historią współczesną, przyrodą (oglądam dużo filmów dokumentalnych), zwyczajami różnych narodowości.
O Adopcji Serca przeczytałam w Gazecie. Był to spory artykuł. O waśniach między Hutu i Tutsi wiedziałam wcześniej. Wstrząśnięta losem sierot namówiłam męża do włączenia się do tej akcji. Byliśmy szczęśliwi, że istnieje taka pomoc, bo zdawaliśmy sobie sprawę, jak straszny los spotkał naród Rwandy. Uważam, że świat (państwa bogate) są odpowiedzialne za tragiczne losy Afryki, że jest to kontynent zapomniany, który tak naprawdę nikogo nie obchodzi. Bogu niech będą dzięki za misjonarzy!
Staramy się często pisać do naszej dziewczynki. Ona też już przysłała kilka bardzo miłych listów. Kiedy otrzymaliśmy zdjęcie i pierwszy list, popłakałam się z radości. Tak bardzo żałujemy, że nigdy Anny-Marii nie poznamy osobiście. Jesteśmy szczęśliwi, że gdzieś daleko, na zupełnie dla nas nieznanym kontynencie, istnieje człowieczek, który dzięki naszej pomocy ma lżejsze życie, nie musi się martwić o jedzenie i inne sprawy, które nam w Europie wydają się oczywiste, a tam są problemem.
Rodzina i znajomi wiedzą, że przystąpiliśmy do Adpcji Serca, ale choć wszyscy są dobrze sytuowani, nikt nie wyraził chęci ani nie prosił o bliższe informacje na ten temat. Niestety... Ludzie nie są otwarci na tak „daleką”pomoc. Na ogół spotykamy się z opinią, że w Polsce też jest bieda i że tutaj trzeba pomagać. Trudno wytłumaczyć, jak wielka jest różnica w poziomie życia, bo mało ludzi się tym interesuje. Afryka dla wielu ludzi oznacza po prostu: „DALEKO-NIGDZIE”.
Uważamy, że telewizja (publiczna czy prywatna) za mało uwagi poświęca sprawom dotyczącym świata - miejscom, gdzie pilnie potrzebna jest pomoc. Za mało mówi się o misjonarzach, o ich heroicznym poświęceniu dla innych. Za mało jest filmów dokumentalnych, bo tylko tak można by ludzi przekonać, że warto pomagać innym, nawet jeśli jest to ktoś, kogo nigdy nie poznamy.
Za zorganizowanie Adopcji Serca organizatorom należą się najwyższe słowa uznania i podziękowania. Ilość problemów do rozwiązania jest ogromna. Jest to tym bardziej godne podziwu! W Poznaniu nie ma możliwości fizycznego włączenia się do Ruchu, bowiem nie ma tu ośrodka Ruchu. Adopcja Serca funkcjonuje wspaniale, zważywszy, że prowadzą ją wolontariusze. Przesyłane gazetki są bardzo potrzebne, tak niewiele z „normalnej” prasy można dowiedzieć się o problemach Trzeciego Świata. Najważniejsza w Adopcji Serca jest świadomość, że przynależność do grupy ludzi skupionych w Ruchu Maitri pozwala nieść pomoc dzieciom opuszczonym, samotnym, chorym, żyjącym w ekstremalnych (w pojęciu europejskim) warunkach. I za to DZIĘKUJEMY, modląc się, żeby nas, ofiarodawców, przybywało. |
||
[Spis treści numeru, który czytasz] |