MY A TRZECI ŚWIAT
Pismo gdańskiego ośrodka Ruchu Solidarności z Ubogimi Trzeciego Świata MAITRI |
|
Nr 10 (64), listopad-grudzień 2002 |
JAK DZIECI ZOSTAŁY RODZICAMI Zaczęło się od wspaniałego reportażu o Adopcji Serca. Obejrzałam go przypadkiem w telewizji w godzinach nocnych. Wzruszyłam się bardzo, byłam wręcz wstrząśnięta. Polskie rodziny mogą adoptować sieroty z Afryki i mają z nimi osobisty kontakt! Płakałam ze wzruszenia, gdy dziennikarz rozmawiał z dziećmi z Rwandy, pokazywał im filmy o ich „rodzicach” z Polski. Długo byłam pod wrażeniem tego obrazu. Dzieliłam się przeżyciami z rodziną i przyjaciółmi. Córka z zięciem odszukali w Internecie stronę Adopcji Serca i nieoczekiwanie podjęli decyzję o przystąpieniu do akcji.
Byłam bardzo szczęśliwa
Nie mogłam uwierzyć, że w mej rodzinie będzie zaadoptowane dziecko. Gdy przysłano nam zdjęcie Bahati - chłopca z Rwandy - czułam się tak, jakby narodził się nowy wnuczek. Moi uczniowie w szkole też poznali Bahati. Pokazywałam im zdjęcie, mówiłam o Ruchu Maitri. Modliliśmy się często za Bahati i inne głodujące dzieci Afryki, organizowaliśmy loterie fantowe na rzecz misji, jasełka Małych Przyjaciół Misji. Ale w głębi serca czułam niedosyt, pragnęłam czegoś więcej.
W lutym 2002 roku przeczytałam artykuł w Tygodniku Powszechnym - informacje o Adopcji i świadectwa „rodziców” z Polski. Dowiedziałam się, że dzieci ze szkoły wiejskiej, niedaleko Łodzi, zaadoptowały dziewczynkę. Dziennikarz opisywał entuzjazm i radość dzieci z tego, że są „rodzicami”.
Olśniło mnie!
Błyskawicznie podjęłam decyzję. Przecież w naszej szkole też mogę to zorganizować. Pierwszą osobą, z którą podzieliłam się mym zamiarem, był mój mąż, który od wielu lat uczy w tej samej szkole. Bardzo liczę się z jego zdaniem. Jest mniej emocjonalny niż ja, zawsze spokojnie ocenia sytuację. Powiedział, że to dobry pomysł i powinnam go zrealizować. Do końca ferii trwały w domu rozmowy i narady, jak zorganizować akcję. Moje dorosłe dzieci pomogły mi opracować plan działania, by uniknąć nieprzychylnych komentarzy, pochopnych decyzji i błędów. Wiedziałam o odpowiedzialności, jaką na siebie biorę. Łatwiej samemu wpłacić konkretną sumę, niż uzyskać akceptację i poparcie wielu osób i do tego emocjonalnie je zaangażować. Wierzcie mi, jest to możliwe tylko przez modlitwę. Pan Bóg pomaga nam czynić dobro.
Początek akcji
Rozpoczęłam od rozmowy z Panią Dyrektor, potem projekt akcji przedstawiłam radzie pedagogicznej. Wszyscy nauczyciele i wychowawcy wyrazili zgodę. Reakcje były spokojne i wyważone. Natomiast dzieci przyjęły propozycję z entuzjazmem. Wraz z koleżanką katechetką organizowałyśmy akcję. Każde dziecko z klas IV - VI wpłaca 50 gr miesięcznie skarbnikowi w swej klasie. Na dowód wpłaty otrzymuje znaczek Ruchu Maitri. Co kwartał odbieram pieniądze od skarbników, wpisując sumy na specjalnym formularzu. Bardzo często czułam niepokój, czy uda się nam zebrać odpowiednią sumę, czy dzieci się nie zniechęcą. Modliłam się cichutko i głośno z dziećmi na katechezach o wytrwałość, wrażliwość i odpowiedzialność we wspólnym działaniu.
Popularyzacji naszej akcji służy gazetka cienna o Adopcji Serca, dla dzieci i dla rodziców oraz konkursy rysunkowe: "Być miłosiernym....", "Wszyscy ludzie sš braćmi".
Dzieci ani razu nie zawiodły
Większość z nich przeżywała bardzo mocno udział w akcji. Niektóre jednak wyłamywały się, czasem komentując nieprzychylnie nasze działanie, a nawet obrażając skarbników. Musiałam delikatnie interweniować u wychowawców, rozmawiałam o tym podczas katechez. Dobrocią i delikatnością udało mi się z czasem zmienić nastawienie tych dzieci.
Tęskniliśmy za „naszym” dzieckiem. Modliliśmy się za nie na katechezach, czekaliśmy cierpliwie. Podczas wakacji dostałam zdjęcie Firmino. Jest na nim taki zawstydzony, skulony, bardzo chudziutki i bardzo ładny. Byłam zachwycona i wzruszona. Widok tego chłopczyka wywołuje we mnie chęć przytulenia go. Widać, że jest nieśmiały, wrażliwy, delikatny, na pewno doznał wiele cierpienia i smutku. Bardzo czekałam na spotkanie z dziećmi w szkole. Przepełniało mnie uczucie radości i dumy, że wszystko ułożyło się zgodnie z naszym planem. Już w czasie wakacji przygotowałam gazetkę ścienną. Kupiłam ramki do zdjęć; jedno mam w domu, a drugie podarowałam Pani Dyrektor na sierpniowej radzie pedagogicznej. Widziałam zainteresowanie nauczycieli, czułam wsparcie z ich strony. Zaproponowałam wtedy, by młodsze dzieci zaadoptowały „swoje” dziecko. Wychowawczynie klas młodszych wyraziły zgodę, a jedna z pań podjęła się prowadzenia akcji.
Co mówią dzieci?
Na katechezach wraz z koleżanką katechetką przedstawiłyśmy dzieciom Firmino, pokazałyśmy zdjęcie i opowiedziałyśmy o jego życiu. Oto wrażenia niektórych dzieci:
Szkoła stała się „cieplejsza”
Gdy czytam te szczere i serdeczne wypowiedzi, napełnia mnie radość i miłość do tych wspaniałych, wrażliwych dzieci. Udział w akcji bardzo nas jednoczy. Przez obecność Firmino szkoła stała się jakby cieplejsza i otwarta.
W moim życiu właściwie nic się nie zmieniło, lecz serce wypełnia mi radosna myśl i uczucie, że gdzieś tam daleko żyje ktoś dla mnie ważny, o kim zawsze ciepło myślę, czasem z niepokojem i troską, jak się czuje, czy ma co jeść, czy jest szczęśliwy... Czuję się wyróżniona i szczęśliwa, że Pan Bóg pozwolił mej rodzinie „przyjąć” Bahati i Firmino. Dwuletni wnuczek zna ich imiona i rozumie po swojemu, że trzeba się z nimi dzielić, bo „nie mają bucików i piłki”. Dziękuję Bogu, że mogę uczestniczyć w tak pięknym dziele, dziękuję Wam, Organizatorzy akcji. Niech Wam Bóg błogosławi i pomaga w trudnościach.
Maria Kutyło
Szkoła Podstawowa 71 w Szczecinie
Nauczyciele, którzy chcieliby zorganizować Adopcję Serca, mogą otrzymać z gdańskiego ośrodka Ruchu Maitri materiały pomocnicze do przeprowadzenia lekcji: scenariusz godziny wychowawczej (przesyłamy pocztą elektroniczną) oraz film (wypożyczamy za pośrednictwem poczty).
|
||||||||
[Spis treści numeru, który czytasz] |