MY A TRZECI ŚWIAT Pismo gdańskiego ośrodka Ruchu Solidarności z Ubogimi Trzeciego Świata MAITRI |
|
Nr 3 (67), maj 2003 |
AFRYKAŃSKIE DZIECKO W POLSKIEJ SZKOLE Ma na imię Gasore i poza tym wiemy niewiele: ma 9 lat i już smutne oczy, wydęty z głodu brzuszek, najlepszą - białą lecz podartą bluzkę, kąt do spania na klepisku wynajmowanej u obcych ludzi chaty z daleka od rodzinnych stron, z których musiał uchodzić. Nie ma tego, co dla dziecka najistotniejsze: mamy i taty, beztroskiego uśmiechu na twarzy. Ojciec zmarł na cholerę jeszcze przed jego urodzeniem, matka zginęła w masakrze ludności dokonanej na środku wioski, gdy miał 3 lata.
Gasore ma jednak szczęście
Co 8 sekund umiera z głodu jedno dziecko na świecie. Ale Gasore nie będzie tym dzieckiem, nie podzieli losu 24-tysięcznej rzeszy ludzi, którzy codziennie umierają z braku pożywienia. Nie pozwoli na to jego nowa rodzina w jednej z polskich szkół podstawowych w Wąwolnicy, w woj. lubelskim. Tworzą ją dwie mamy - nauczycielki i ponad 200 sióstr i braci w osobach uczniów tej szkoły. Nie jest to typowa rodzina. Ale czy los tego afrykańskiego dziecka jest normalny?
Polskie dzieci poznały Gasorego inaczej, niż każdego nowego kolegę w szkole czy na podwórku. Czekały przez dziesięć miesięcy, zanim zobaczyły, jak wygląda ktoś, kim się opiekują i poznały jego imię oraz krótką historię „trudnego i chorowitego” życia, jak określił to sam Gasore. Nie było to spotkanie osobiste i nasi uczniowie wiedzą, że - niestety - nigdy do niego nie dojdzie. Dzieci poznały Gasorego ze zdjęcia i listu, który napisał w rodzimym języku suahili. Dzień ten okazał się wydarzeniem w życiu szkoły. „Temat Gasorego”, jak rzadko który, interesował uczniów nawet na przerwach, budził ciekawość i emocje jeszcze po lekcjach, a część chłopców z V i VI klas zawróciła do szkoły z drogi do domu dowiedziawszy się, że można obejrzeć tak ważne dla nich zdjęcie i list z Afryki.
Gasore w wąwolnickiej szkole znalazł się dzięki Adopcji Serca. Dzieci wrzucają dobrowolnie sobie tylko znane kwoty do puszki wystawionej przez katechetkę po lekcji religii, lub czynią to na własną prośbę. Rzadko kiedy w puszce znajduje się wymagana kwota i wówczas resztę dodają nauczycielki.
W przedsięwzięciu znalazły swoje miejsce również polskie ubogich dzieci, o czym świadczyć może największa w wąwolnickiej puszce ilość monet groszowych. Należy podkreślić, że w Adopcji Serca pozyskiwanie pieniędzy nie jest jedynym celem i jedyną formą pomocy afrykańskiemu dziecku. Dzieci, które chcą, mogą dać nie tylko pieniądze. Pod opieką nauczyciela mogą angażować się w przygotowywanie tematycznych gazetek szkolnych (sprawdzone hasła: „Pomóż! Jestem Twoim bratem”, „Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili”), mogą liczyć pieniądze, wypełniać przekazy bankowe, chodzić z nimi na pocztę, organizować akcje dochodowe, np. loterie. Wreszcie mogą wykazać się własną inicjatywą - np. same wpadły na pomysł oddania dla Gasorego reszty, jaka została z ich klasowej wycieczki. Dzieci mogą też modlić się i pisać do swego rówieśnika listy. W wąwolnickiej szkole czyniły to na lekcjach religii indywidualnie. Listy te zostały następnie połączone w jeden wspólny, zaakceptowany przez dzieci list. Sprzyja to wytworzeniu namiastki rodzinnej więzi, ważnej dla tej afrykańskiej sieroty, nazywającej swych opiekunów w Polsce rodzicami i rodziną.
Zyskuje edukacja polskich dzieci
Zaangażowanie nauczycieli w Adopcję Serca jest - zgodnie z zaleceniem MEN - okazją do „aktywnej i systematycznej współpracy [...] z organizacją działającą na rzecz edukacji”, jaką jest Ruch Maitri, walczący z głodem m. in. przez zmniejszanie analfabetyzmu. Pieniądze przekazywane konkretnemu dziecku przeznaczone są m.in. na opłacanie mu nauki w szkole. W Wąwolnicy okazało się, że na tym przedsięwzięciu zyskuje też edukacja polskich dzieci. Chłopcy, którym ten biedny rówieśnik w Afryce zaimponował, zmobilizowali się do nauki. Kuba z V klasy napisał do Gasorego: „Podziwiam Cię za twoją odwagę, choć masz takie trudne dzieciństwo, nie poddałeś się”, zaś u Szczepana z II klasy można przeczytać: „Jak się o Tobie dowiedziałem, zacząłem dostawać coraz większe oceny”.
Nawiązywanie do przedsięwzięć współczesnych Europejczyków, w dodatku Polaków, którzy są twórcami Ruchu Maitri, okazało się korzystne w pracy nauczyciela historii i stanowi swoiste antidotum na przekazywane w szkole wiadomości o odkryciach geograficznych, rozwoju niewolnictwa, kolonializmie i rasizmie. Dzięki Adopcji nauczyciele mogą „uwzględniać w swej pracy [...] współczesne problemy społeczne i cywilizacyjne” (MEN) i ukazać uczniom problemy takie jak głód, wojny, analfabetyzm w sposób, który nie przytłacza ich poczuciem beznadziejności. Jak mogą się przekonać, mogą zmieniać los przynajmniej jednej - i aż jednej - bezradnej osoby. Droga, na jaką młodzi ludzie mogą wejść dzięki Adopcji Serca i na dłuższy czas, jest na pewno alternatywą dla modnego dziś i niebezpiecznego w wychowaniu konsumpcyjnego i agresywnego stylu życia. C.d.n.
Anna Pardyka
|
||
[Spis treści numeru, który czytasz] |