MY A TRZECI ŚWIAT Pismo gdańskiego ośrodka Ruchu Solidarności z Ubogimi Trzeciego Świata MAITRI |
|
Nr 5 (69), lipiec-sierpień 2003 |
RESTAVEC Restavec - tak nazywane są dzieci z Haiti, sprzedawane przez zdesperowanych rodziców. Nędza zmusza rodziny wiejskie do oddania swych dzieci z wiarą, że ich los poprawi się w mieście. System ten jest głęboko zakorzeniony w społeczeństwie Haiti. Tysiące dzieci na Haiti żyje w niewoli - zabrane od swoich rodzin czy oddane przez zdesperowanych, biednych rodziców do innych rodzin za obietnicę lepszego życia. Obietnica ta jednak rzadko jest dotrzymywana. Dzieci są traktowane jak niewolnicy, bite i poniżane, śpią na brudnej podłodze lub betonie, dostają jeden posiłek dziennie i prawie żadno z nich nie może chodzić do szkoły. Muszą ciężko pracować i opiekować się dziećmi niewiele młodszymi niż one same.
Afrykańscy niewolnicy na Haiti wyzwolili się zbrojnie spod panowania francuskiego w r. 1804 i utworzyli pierwszą niepodległą czarną republikę na Półkuli Zachodniej. Przywrócili jednak niewolnictwo dla wielu najsłabszych członków społeczeności Haiti - biednych dzieci - aby używać ich jako służących dla ludzi bogatych.
Haiti było i jest najbiedniejszym krajem na Półkuli Zachodniej. 80% ludności, tj. ok. 7 mln, żyje poniżej granicy ubóstwa. Zgodnie z ostatnimi doniesieniami, w r. 1990 było na Haiti ponad 240 tys. restavec.
Wielu rodziców, którzy nie mogą wyżywić swej rodziny, wierzy, że jedyną drogą zapewnienia lepszego życia dzieciom, szczególnie dziewczątom, jest wysłanie ich do USA jako pomoc domowa. Obliczono, że 85% dzieci wysyłanych do USA stanowią dziewczęta.
Odejście z domu
Los restavec zaczyna się od tego, że do biednych, rolniczych rodzin przychodzi pośrednik, proponując, aby dzieci w wieku od 4 do 15 lat pojechały do miasta pracować jako służący. Obiecuje, że dzieci będą chodzić do szkoły. Dzieci podejmują tę pracę, gdyż obietnica lepszego życia i uczęszczania do szkoły jest bardzo kusząca. Ale rzadko się zdarza, by dzieci otrzymywały coś prócz obietnic. Ich rodzice często zdają sobie sprawę, że dzieci nie otrzymają żadnego wykształcenia, ale i tak wysyłają je z pośrednikiem. Sporadycznie wymieniają je na pieniądze.
Życie w niewoli
Restavec, zazwyczaj dziewczynka, wstaje o wschodzie słońca i zabiera się za prace domowe: przynoszenie wiader wody z odległych studni, przygotowywanie jedzenia i sprzątanie domu. Zazwyczaj spać idzie ostatnia. Większość restavec dostaje tylko jeden posiłek dziennie. Są regularnie bite, jeśli nie dokończą swojej pracy lub pracują zbyt wolno. Dziewczęta są często brutalnie wykorzystywane seksualnie i gwałcone przez chłopców i mężczyzn mieszkających w tych domach.
Życie restavec polega na codziennej pracy służebnej. Muszą się zwracać do członków rodziny swoich właścicieli „Pan, Pani”, nawet do tych młodszych, niż oni sami. Nie mogą okazywać żadnych emocji bez obawy ukarania, nie mogą same zabierać głosu czy mówić o swoich codziennych potrzebach.
Wielu właścicieli nie chce wysyłać restavek do szkoły - nie tylko dlatego, że musieliby płacić za książki i mundurki, ale przede wszystkim traciliby ich czas - dziecko nie mogłoby tyle pracować.
Restavec łatwo dostrzec na ulicach - w podartych ubraniach wiszących na ich wychudzonych ciałach, często żebrzą o żywność lub pieniądze. W przeciwieństwie do pokojówek czy dozorców, dzieci nie dostają zapłaty i są zmuszane do najgorszych prac. Prawo żąda, by dziecko w wieku od 15 lat otrzymywało za swą pracę zapłatę, więc dla uniknięcia płacenia im pensji zazwyczaj są wówczas wyrzucane na ulicę. Pozostawione same sobie, bez opieki i przyjaciół, bez żadnego wykształcenia, są w bardzo trudnej sytuacji.
Codzienna przemoc
Restavec są regularnie maltretowane, a nawet bite aż do śmierci. Władze czy inni dorośli nie interweniują. Dzieci mogą być też zabrane na komisariat i za małą opłatą „profesjonalnie” bite, brutalnie i bez serca, niezależnie od ich wieku. Dzieci często z tych sesji już nie wracają.
Judith Marcena miała 10 lat, gdy jej ojciec, obiecując, że będzie się uczyć w mieście, zostawił ją u jednej ze swych przyjaciółek. Ale ona powiedziała: „On cię nie chce. Dał cię mnie i będziesz robić to, co ja powiem”. Judith sprzątała dom, zmywała naczynia, gotowała obiady. Bardzo często była bita i poniżana. Gdy sąsiad ze współczucia dał Judith 12 centów, jej „macocha” oskarżyła ją o kradzież.
9-letni Rene był bity przez swojego właściciela batem z wołowej skóry. Jego wątłe ciało było pokryte bliznami i pęcherzami. Rene zmarł w wyniku pobicia. 8-letnia Modelene powiedziała, że bito ją codziennie, a inna 13-letnia dziewczyna była wykorzystywana seksualnie przez 18-20-letnich mężczyzn.
Naki Mac Pherson, mały chłopiec z bliznami na czole i piersi, wyglądający na 7 lat (sam nie zna swego wieku) jest bity przez swego właściciela, gdy nie pracuje dosyć szybko.
„To jest współczesne niewolnictwo ” - powiedział Jean-Robert Lafortune, prezes Haitian-American Grassroots Coalition. Opowiedział on na konferencji historię 12-letniej dziewczynki, której matka zmarła, gdy dziewczynka miała 6 lat. Zabrano ją do bogatej rodziny w Port Au Prince, u której jej matka pracowała jako służąca. 3 lata później rodzina sprowadziła ją nielegalnie, aby mieszkała z nimi w USA. Dziewczynka spała na podłodze i jadała w garażu. Nie mogła chodzić do szkoły i musiała utrzymywać nienaganną czystość domu. Była wielokrotnie gwałcona przez 20-letniego członka tej rodziny.
Więcej niż dekadę temu imigranci z Haiti potajemnie importowali restavec do całych Stanów Zjednoczonych. Najwięcej ich przebywa w Południowej Florydzie. Ale więszość mieszkańców Florydy prawdopodobnie nic nie słyszała o tych dzieciach. Poświęca im się w USA niewielką uwagę. Departament ds. Dzieci i Rodzin dopiero teraz uświadamia sobie swą odpowiedzialność za obronę tych dzieci. Ich problem był ignorowany, gdyż ludzie z Haiti, zwłaszcza dzieci płci żeńskiej, nie wywołują głębokiego współczucia i popularnego humanitaryzmu.
Były niewolnik
Jednym z takich dzieci był znany dziś szeroko Jean-Robert Cadet. Napisał on i opublikował książkę, w której opowiedział swoją historię - od dziecka mieszkającego na Haiti i traktowanego jak niewolnik, do Amerykanina z klasy średniej.
Jean-Robert Cadet w dzieciństwie był nazywany „Bobby”. Jego matką była biedna kucharka z Haiti, ojcem - bogaty, biały plantator kawy. Po śmierci matki Cadet został oddany do innej rodziny, gdzie pracował jako służący. Pracę zaczynał o 5.30. Mycie podłóg, sprzątanie podwórka, zmywanie naczyń - to niektóre z jego obowiązków. Nie mógł jeść przy stole, a nocował na podłodze w kuchni. Cadet napisał: „Każdej nocy, gdy spałem pod stołem w kuchni, życzyłem sobie, bym się nigdy więcej nie obudził - albo ja albo Florence”. Florence była kobietą, u której Cadet mieszkał i pracował.
W końcu ojciec wysłał go do USA i opłacił mu naukę. Cadet skończył szkołę, uzyskał tytuł magistra na Uniwersytecie w Cincinnati. Dzisiaj 45-letni Cadet ma własną rodzinę - żonę i dwójkę dzieci. Niedawno otrzymał stypendium na studia doktoranckie na Uniwersytecie w Cincinnati.
Cadet założył Fundację na rzecz Restavec, aby z jej pomocą zrealizować trzy podstawowe cele. Po pierwsze, Cadet ma nadzieję znaleźć domy i szkoły dla zwalnianych restavec i dzieci ulicy. Po drugie, zamierza on przekonać ludność z Haiti, że system restavec musi się skończyć. Po trzecie, zamierza on pomagać rodzinom wiejskim w utrzymaniu i edukacji ich dzieci, aby nie musieli oddawać ich obcym ludziom. To może być jeden z kroków, obalających niewolnictwo na Haiti. „Wielu ludzi reaguje na to, co próbuję zrobić. Wiem, że Bóg ma w tym swój udział” - powiedział Cadet. Ma on nadzieję, że czytelnicy jego książki przekonają swoje rządy do obalenia niewolnictwa wśród dzieci, gdziekolwiek by ono istniało.
Tłumaczenie i opracowanie
Izabela Jurczak |
|
[Spis treści numeru, który czytasz] |