MY A TRZECI ŚWIAT Pismo gdańskiego ośrodka Ruchu Solidarności z Ubogimi Trzeciego Świata MAITRI |
|
Nr 1 (74), styczeń-luty 2004 |
KRAJ POCHODZENIA: P.R.C. Życie więźniów w chińskich obozach laogai porównać można tylko do życia w obozach hitlerowskich i stalinowskich. Podobne są stawki żywnościowe, normy pracy i regulamin. Podstawą wyżywienia jest pół litra „polewki” z mąki, bułka z mąki z prosa, czasem ryż bez żadnych dodatków.
W laogai są wszystkie instytucje znane z Kołymy i Oświęcimia. Są kapo („szefowie cel”, zwykle kryminaliści), wysługiwanie się przez służby obozowe urkami, karcery... Normą jest wyczerpująca praca i bicie kijami, pałkami, metalowymi prętami, plastikowymi rurami wypełnionymi piaskiem. Stosuje się stanie nago na mrozie lub w upalnym słońcu, zamykanie na całe miesiące w celach o wymiarach lodówki lub pozbawionych światła, ogrzewania i sanitariatu. Są wielkie zbiorowe groby, stosy trupów, wrzucanie zwłok do rzeki... Apele obozowe uzupełniono „zebraniami obrachunkowymi”, „składaniem samokrytyki” i „piętnowaniem przez kolektyw”. Są też naśladowcy doktora Mengele, prowadzący doświadczenia pseudomedyczne na więźniach. Wśród wyczerpanych i wygłodzonych ludzi szaleją choroby.
Jaka jest śmiertelność więźniów, nie wiadomo, ale najpewniej podobna jak w obozach stalinowskich i hitlerowskich. Potwierdzają to nieliczne przemycone na Zachód opisy. Spośród 10 tys. więźniów pięciu obozów w Dżang Calakhla (kopalnia boraksu, północny Tybet), codziennie z powodu głodu, bicia i wyczerpania umierało 10 do 30 osób, a rocznie - ok. 8 tys. W kopalni ołowiu w Darcedo zginęło w ciągu trzech lat 12.019 więźniów. Podczas budowy elektrowni wodnej Lhasa Ngaczen codziennie wrzucano do rzeki lub palono zwłoki co najmniej trzech więźniów. Rząd emigracyjny Tybetu twierdzi, że spośród Tybetańczyków osadzonych w obozach zginęło 70%. Jeśli przyjąć nawet bardzo ostrożnie, że śmiertelność więźniów wynosi „tylko” 10% rocznie, i tak otrzyma się liczbę 1,6-2 miliony rocznie i 50-70 milionów w okresie rządów komunistów. O ogromnej śmiertelności w obozach świadczy też pośrednio niewielka ilość relacji ocalałych. Z laogai raczej się nie wychodzi. Nieliczni, którzy przeżyją, najczęściej dostają następne wyroki.
Laogai różnią się od zwykłych więzień tym, że trafiają tam więźniowie z kategorii xingzheng chufen - „ukaranych administracyjnie”. Ale jest też wiele form pośrednich, jak „pracownik samodzielnie zarabiający na swe utrzymanie”, „praca w brygadzie produkcyjnej pod nadzorem” itp. Wielu katorżników w ogóle nie jest skazana. Często nie przedstawiono im nawet żadnego zarzutu albo nie podano powodu uwięzienia. O osadzeniu w obozie decydują nie tylko Miejskie i Gminne Komisje ds. Reedukacji przez Pracę, ale też rozkaz policyjny, nakaz pracy, zebranie kolektywu itp. Bywa, że w tej samej brygadzie i w tych samych warunkach pracują katorżnicy i ludzie nigdy o nic nie oskarżeni i teoretycznie wolni.
Nikt nie wie, jaką część produktu narodowego Chin wytwarzają więźniowie, ale nawet wysocy funkcjonariusze państwowi przyznają, że likwidacja laogai mogłaby spowodować poważny kryzys gospodarczy. Według danych z r. 1995, 63% asortymentu produkcji eksportowej Chin wytwarzane jest w obozach pracy. Przypuszczalnie produkcja ta jest systematycznie rozwijana. Do Chin należy rekord świata w dziedzinie liczby więźniów. Rośnie ona z roku na rok. Powodem jest sukces rynkowy, jaki odniosły Chiny dzięki pracy niewolniczej. ChRL opanowała wykorzystanie pracy katorżniczej do produkcji nawet dość skomplikowanych towarów. Według listy 99 grup towarów produkowanych w Chinach, sporządzonej przez Departament Handlu USA, aż 64 grupy wytwarza się w 990 obozach pracy. Produkuje się tam praktycznie wszystko: ryż, herbatę, bawełnę, skarpetki, koszulki, odzież lekką, buty, zabawki, narzędzia, mapy i druki, książki, chemikalia, leki, wyroby z drewna, plastiku i porcelany, pamiątki dla turystów, a nawet elektronikę, maszyny, elektronarzędzia, samochody i wozy bojowe piechoty. W najcięższych obozach wydobywa się węgiel i rudy, buduje drogi i mosty, wykonuje się prace ziemne, budowlane i rolne.
Ponad 90% zabawek na polskim rynku powstała w ChRL, znaczna większość - w obozach pracy; podobnie ogromne ilości butów, koszulek i różnych plastikowych drobiazgów. Z laogai pochodzi większość gadżetów sprzedawanych w sklepach z chińszczyzną, jak np. czerwona i niebieska porcelana. Po naszych drogach jeżdżą samochody terenowe Isuzu, montowane w Xiexing (prowincja Sichuan), w obozie noszącym nazwę handlową Chongqing Automobile Works.
Z identyfikacją produktów laogai bywają trudności. Władze chińskie maskują pochodzenie produktów, np. mieszając herbatę i ryż produkowane w laogai z pochodzącymi z normalnych gospodarstw, przepakowują produkty oraz zmieniają ich nazwy. Wiele produktów laogai występuje pod nazwami producentów z innych krajów. Niektóre z największych zachodnich firm obuwniczych i odzieżowych zlecają produkcję firmom chińskim, które wykonują ją tam, gdzie najtaniej - w laogai. Jest to bardzo wygodne. Firmy uzyskują bardzo tani produkt i mogą udawać, że nie wiedzą, gdzie powstał.
Podobnie postępują niektóre firmy polskie, ale niezwykle trudno byłoby im to udowodnić. Ukrywa się też źródło towarów. Na metce umieszcza się dużym drukiem adres polskiej firmy, która jest dystrybutorem, a aby spełnić wymóg formalny, w zupełnie innym miejscu, drobnym druczkiem - kraj pochodzenia. Przy tym coraz częściej, zamiast zrozumiałego napisu „Chiny”, znajdziemy trudny do rozszyfrowania skrót „P.R.C.” (People's Republic of China).
Dopuszczanie na rynek produktów z laogai i kupowanie ich umacnia system niewolniczy, ale wprowadza też nieuczciwą konkurencję. Przegrywają z nią polscy producenci, płacący uczciwie pensje, ZUS i podatki. Upadają jeden po drugim - u nas surowiec jest droższy w hurcie niż gotowy chiński produkt pracy niewolniczej w detalu. Opracował Wojciech Zięba
na podstawie www.webfabrika.com.pl/lozinski/chiny |
|
[Spis treści numeru, który czytasz] |