MY A TRZECI ŚWIAT Pismo gdańskiego ośrodka Ruchu Solidarności z Ubogimi Trzeciego Świata MAITRI |
|
Nr 4 (77), lipiec-sierpień 2004 |
Ananasy z Kenii Joseph Donders na łamach miesięcznika "Pastoral Life" opowiada historię z Kenii. Ubogo ubrane dzieci wracały ze szkoły. Po drodze bawiły się piłką. Nie była to prawdziwa piłka, na taką nie było ich stać. Był to zwitek papierów obwiązany gumką. Dzieci przechodziły obok olbrzymiej plantacji ananasów, ogrodzonej płotem i pilnowanej przez strażników. Nagle piłka wpadła za ogrodzenie. Dwie dziewczynki odruchowo prześliznęły się między drutami, aby zabrać swoją zabawkę. Strażnicy spuścili ze smyczy psy, które rzuciły się na sparaliżowane strachem dziewczynki. Na ich krzyk strażnicy przywołali psy do siebie. Pogryzione uczennice wyczołgały się na zewnątrz. Jedną z nich była 13-letnia Jane. Zdolna i piękna dziewczyna, nadzieja swojej rodziny, wykrwawiła się na śmierć. Druga do końca życia będzie miała twarz oszpeconą bliznami.
Na plantacji i w przetwórni ananasów, której właścicielem był Amerykanin, pracował ojciec Jane. Za swoją pracę otrzymywał zaledwie 30 dolarów miesięcznie. Firma nie zapewniała swoim pracownikom żadnego ubezpieczenia, żadnych świadczeń socjalnych. Nikt nie odważył się jednak upomnieć o swoje prawa, bo właściciel bez żadnych skrupułów wyrzuciłby go z pracy, a na jego miejsce przyjąłby nowego.
Z tej samej miejscowości, późną nocą odjechał pociąg załadowany ananasami w puszkach, które miały trafić na stoły Europejczyków.
Kilka tygodni później inna Jane obchodziła w Europie urodziny. Miała trzynaście lat. Jej również natura nie poskąpiła urody i mądrości. Była dumą swojej rodziny. Przed posiłkiem, w skład którego wchodziły i ananasy, Jane odmówiła modlitwę: "Wszechmogący Boże, który w swojej szczodrobliwości dałeś nam wszystkie te pokarmy, jako znak Twojej dobroci, dziękujemy Ci za obfitość twoich darów".
Takiej modlitwy nie słyszy się w Kenii. Może przyjdzie taki czas, że jakaś Jane w Kenii odmówi taką modlitwę, a Jane z Europy usłyszy i przejmie się historią swojej rówieśnicy z Kenii, którą zagryzły psy. Może usłyszy tę historię właściciel plantacji ananasów. Tylko czy to coś zmieni w świecie, w którym niejeden powtarza: "Moja ojczyzna jest tam, gdzie są pieniądze"?
|
|
[Spis treści numeru, który czytasz] |