MY A TRZECI ŚWIAT Pismo gdańskiego ośrodka Ruchu Solidarności z Ubogimi Trzeciego Świata MAITRI |
|
Nr 5 (78), wrzesień-paździenik 2004 |
"CIERPIENIE WSPÓLNIE ZNOSZONE JEST RADOŚCIĄ" Nasz statut wśród sposobów wypełniania celów na pierwszym miejscu obok modlitwy wymienia ofiarowanie cierpień w intencji ludzi biednych. Tymczasem od wielu osób odbieram sygnały, które świadczą o trudności w traktowaniu tego sposobu działania na serio. Chciałbym zatem, żebyśmy zastanowili się nad tym problem, który w wyraźny sposób daje o sobie znać w wielu grupach Ruchu. Cierpienie staje przed każdym z nas jako człowiekiem i chrześcijaninem. Cierpienie nas zawsze zaskakuje. Ranią nas cierpienia innych osób i cierpienie własne. Nie zawsze wiemy, co możemy z naszym cierpieniem zrobić. Wypowiadam te słowa jako ten, kto zaznał różnych cierpień fizycznych, i jako ten, kto ma świadomość kruchości swojego życia, bo kilka razy na pewno stałem na krawędzi śmierci. Wypowiadam je też jako ten, który zaznał wielu cierpień psychicznych w swoim dzieciństwie, w małżeństwie i ojcostwie, w pracy zawodowej, w Kościele i w naszym Ruchu. Pragnę wypowiedzieć te słowa z należytą pokorą, zdając sobie sprawę, że wielu z nas doświadczyło i doświadcza znacznie więcej niż ja. Sądzę też, że wielu z nas cierpi po cichu, nie zdradzając swoich najtrudniejszych spraw przed otoczeniem. Pragnę jednak bardziej zwrócić naszą uwagę na ten wielki walor naszego życia, aby w miarę możności cierpienie nie było traktowane tylko jako sprawa prywatna.
Przypominam sobie dyskusje, a nawet zaciekłe kłótnie o cierpienie, które odbywały się na początku istnienia Ruchu. Przez nasz Ruch przeszły osoby, które wniosły wiele pracy i poświęcenia, ale odrzucały cierpienie. Nie chodzi o to, żeby teraz przypominać nazwiska, ale postawy. Spory brały się stąd, że cierpienie jest niewątpliwie najtrudniejszą sprawą w naszym życiu. Na kartach Ewangelii słyszymy, jak Jezus spiera się o ten wymiar swojego życia z uczniami. Wiemy od misjonarzy, chociażby od księdza Mariana Żelazka, że wyznawcy innych religii akceptują różne aspekty życia Jezusa, w tym i Zmartwychwstanie, nie potrafią natomiast przyjąć Jego śmierci na krzyżu. Nie dziwmy się więc, że i dla nas ta akceptacja jest trudna. Nie chodzi mi o akceptację łatwo wypowiadanych słów bez pokrycia. Chodzi o tę bolesną akceptację w momencie, kiedy każdy z nas sam wchodzi w otchłań cierpienia. Jan Paweł II w encyklice Fides et ratio wyraził to, pisząc, że każdemu z nas jest jednakowo daleko do Krzyża, i to bez względu na wyznanie.
Ciekaw jestem, czy Wy spieracie się o cierpienie, o jego miejsce w naszym życiu? O sens cierpienia niewinnych ludzi? O sens naszej pracy? Jeśli - jak twierdzimy - chcemy łagodzić czyjeś cierpienie, to czyż nie chcemy z nim walczyć? A jeżeli cierpienie ma sens, to walcząc z nim, czy nie walczymy z samym Bogiem, z Jego planem? Przecież Piotr usłyszał od Jezusa bardzo cierpkie słowa: "Zejdź Mi z oczu, szatanie! Jesteś Mi zawadą, bo nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym, co ludzkie" (Mt 16,23). Dostał tę reprymendę po tym, kiedy w odruchu serca usiłował przynajmniej słowami odgrodzić Jezusa od nadchodzącego, jeszcze nieokreślonego wyraźnie bólu. Ileż to razy sami wypowiadamy takie osłaniające innych życzenie: "Żeby ci się tylko nic złego nie stało!" Piotr dostał reprymendę właśnie za tę czysto ludzką dobroć. Jak my mamy oddzielić ten ludzki odruch dobroci od tego, co ma być w naszym działaniu Boże? Czy jest to w ogóle możliwe? Możemy zadać sobie wiele pytań związanych z cierpieniem i nie możemy się nad nimi łatwo prześlizgnąć. Obyśmy z całą pokorą umieli powiedzieć jak Matka Teresa: "Czuję się bezradna wobec ludzkiego cierpienia". Niewątpliwie nasza praca dla innych nie daje nam żadnych podstaw do formułowania jakiegokolwiek rozwiązania problemu cierpienia. Cierpienie pozostanie dla nas zawsze tajemnicą. Obyśmy się czuli bezradni i... dalej robili to, co robimy.
Kiedy myślimy o naszej nieudolności, niech nasza myśl biegnie do krzyża. Co myślimy o nieudolności Jezusa? Co myślimy o Jego bezradności na krzyżu? Dlaczego zdecydował się na taką a nie inną drogę odkupienia świata? Czyż naszym wzorem jest Bóg-supermen? Popatrzmy na zdjęcie Matki Teresy z ostatnich dni jej życia. Wczujmy się w całą nieudolność tych jej ostatnich dni. Co myślimy o tej bezradnej staruszce podtrzymywanej przez innych? Czy te ostatnie dni były bezsensowną końcówką jej niezwykle aktywnego życia, czy też były jego ukoronowaniem? Co o tym myślimy? A na koniec takiego rozważania niech każdy z nas zastanowi się nad sobą: Co myślisz o własnej nieudolności i niemożności działania?
Tym z nas, którzy odczuwają trudność w akceptacji swojej niemożności, dedykuję jako wsparcie słowa Ojca Świętego. Pisze on: "Im większe jest dzieło, które należy wykonać, tym uboższe są narzędzia wybrane do współpracy w planie Bożym. [...] Moc Bożego ramienia zostaje uwydatniona przez słabość zastosowanych środków. [...] Im mniejsze są osoby ludzkie wezwane do służenia, tym większe są rzeczy, jakie Wszechmocny przez nas gotów jest urzeczywistnić." Starajmy się te słowa zastosować do własnego życia nie jako usprawiedliwienie własnej głupoty lub lenistwa, ale jako drogowskaz w sytuacjach, które wydają się nas przerastać.
W naszym rozważaniu o cierpieniu dochodzimy jako chrześcijanie do największej jego tajemnicy. Jest to tajemnica wielkiej godności człowieka, który może włączać się poprzez swoje cierpienie w cierpienie Jezusa, tajemnica niewinnego cierpienia Jezusa, które możemy uzupełniać. Każdy z nas otrzymał możliwość takiego potraktowania własnych cierpień. I chociaż nie wystarczy wszystkich cierpień każdego z nas, żebyśmy byli w stanie zmyć choćby nasze winy, to jednak Jezus czeka, żebyśmy uzupełniali Jego cierpienia. Współcierpieć z Jezusem... Jak zamienić te słowa w część naszej egzystencji? Wydaje się, że - jak w każdej sprawie - trzeba zacząć od małych kroków, trzeba tego jakby się nauczyć. Zacząć od ofiarowania małych dolegliwości. Nie lekceważyć bólu głowy, bólu zęba ani drobnych przykrości doznanych od kogokolwiek. Wszystko oddawać krótkim aktem: "Jezu, to dla Ciebie". Uczyć się na małych rzeczach, nie czekać aż nadejdą wielkie, bo wtedy być może nie będziemy gotowi. Uczył mnie takiej postawy ks. Bronek Bozowski, o którym wiele razy Wam opowiadałem. Często powtarzał: "Pamiętaj, żebyś nie cierpiał jak koń".
Obyśmy w szczególności nauczyli się cenić cierpienie niezawinione, które dotyka nas najboleśniej. Odkryć możliwość odniesienie go do Jezusa, złączenia go z Jego cierpieniem na krzyżu. Bez poszukiwania winnych, ale za to ofiarowania za innych w łączności z Nim. Matka Teresa mówi: "Całe to cierpienie... Czym byłby bez niego świat? Jest to cierpienie niezawinione, a więc jest tym samym, co cierpienie Jezusa" (Miłość - owoc, który dojrzewa w każdym czasie, str. 72). Brakowało mi nieraz wewnątrz naszego Ruchu umiejętności znoszenia cierpień wzajemnie sobie zadawanych i odnoszenia ich do Jezusa. A kiedy tej umiejętności nie ma, to szuka się satysfakcji z uczestnictwa w Ruchu. A satysfakcji przecież nie będzie.
Mam nadzieję, że snując te rozważania, nie podważam ani nie osłabiam ducha naszej pracy. Przypominam tylko, że naszą pierwszą pracą jest modlitwa i cierpienie. Obyśmy idąc po tej drodze umieli dojść do tego, do czego doszła Matka Teresa, kiedy wyznaje: "Cierpienie przyjmowane wspólnie i wspólnie znoszone jest radością" (Miłość - owoc, który dojrzewa w każdym czasie, str. 69). Czerpiąc z tego ducha próbowałem zapisać te myśli w postaci "maitrowskiej deklaracji o cierpieniu". Zwróciłem się z prośbą do kilku wybranych osób w Ruchu, których cierpienia są mi trochę znane, żeby przez podpisanie lub nie podpisanie przyjęły bądź odrzuciły ten dokument. Okazało się, że podpisały.
Będę szczęśliwy, jeśli uda się nam w Ruchu wytworzyć atmosferę przychylną dla wspólnie znoszonego cierpienia (ale nie cierpiętnictwa i ekshibicjonizmu, których nie cierpię). Tak długo pozostaniemy Ruchem ku Bogu, jak długo będziemy dbać o powierzonych nam biednych. Oddajmy za nich nasze cierpienia. Jacek Wójcik
Zagajenie dyskusji o ważności cierpienia na spotkaniu z grupą lubelską Ruchu Maitri w dniu 30.05.2004.
|
|
[Spis treści numeru, który czytasz] |