MY A TRZECI ŚWIAT Pismo gdańskiego ośrodka Ruchu Solidarności z Ubogimi Trzeciego Świata MAITRI |
|
Nr 6 (85) listopad-grudzień 2005 |
ZDECYDOWALIŚMY SIĘ JEDNOMYŚLNIE Barbara i Marek Gierlotka z Katowic przystąpili do Adopcji Serca w sierpniu 1999 r. Mieli wtedy 41 i 46 lat. Odpowiedzieli na naszą Ankietę Jubileuszową. Jesteśmy małżeństwem od 23 lat. Mamy dwóch synów - 19 i 15 lat. Zawsze ze smutkiem myśleliśmy o dzieciach pozbawionych rodziców i przeżywających tragedie. Myśleliśmy też o zaadoptowaniu dziecka, ale moje kłopoty zdrowotne ucięły te plany definitywnie.
Jestem nauczycielką, od 3 lat na rencie; mój mąż jest czynnym zawodowo architektem. O Adopcji Serca dowiedzieliśmy się przypadkowo z telewizji (rzadko bowiem włączamy telewizor). Zanotowaliśmy dane i natychmiast jednomyślnie zadecydowaliśmy się otoczyć opieką materialną dwójkę dzieci (pomysł mojego męża). Wówczas (1,5 roku temu) nasza sytuacja materialna była bardzo dobra. Wiedzieliśmy, że nie zawsze tak będzie. Jednak zgodnie z naszymi wcześniejszymi planami rzeczywistej adopcji uznaliśmy, że gdyby w domu pojawiło się jeszcze jedno dziecko na stałe, to koszt jego utrzymania w obecnych realiach jest wielokrotnie wyższy, niż pomoc dla dwojga sierot z Afryki. Dlatego Adopcja Serca jest jednym z podstawowych wydatków naszego budżetu.
Zdajemy sobie sprawę z ogromu pracy, którą wykonują wolontariusze. Staramy się spełniać wszystkie zalecenia Państwa, choć czasami możemy coś przeoczyć i niechcący utrudnić pracę, za co bardzo przepraszamy.
Bardzo cieszyliśmy się z otrzymania zdjęć naszych dzieci (są oprawione i wiszą wśród zdjęć naszych krewnych - również nieobecnych wśród nas). Ale nie oczekiwaliśmy na nie z niecierpliwością, gdyż wiemy, że nasze pragnienia nie są w tej sprawie najważniejsze. Najistotniejsza jest dla nas świadomość, że niesiemy niewielką - w stosunku do potrzeb - pomoc dzieciom w autentycznej potrzebie.
W ciągu 1,5 roku napisaliśmy do dzieci dopiero dwukrotnie. Pierwszy raz natychmiast po otrzymaniu ich kwestionariuszy osobowych, zdjęć i listów, drugi raz z okazji Świąt Bożego Narodzenia. Nie jest to często, ale staramy się wysyłać nasze listy przetłumaczone na język francuski, co - jak sądzimy - usprawnia ich dotarcie do adresata.
Niedawno otrzymaliśmy od obojga dzieci odpowiedź na nasz ostatni list. Najbardziej cieszy nas fakt, że dzieci żyją! Jedno z nich, Dieudonne, nawiązało do naszego listu i dołączyło kilka rysunków. Może to zwiastun szansy na pewną więź psychiczną (wprawdzie niewielką), która może być istotna dla rozwoju emocjonalnego tego chłopca. Wierzymy też, że Virginie (dziewczynka po ciężkich przeżyciach), ciągle jakby w szoku, otrzymuje swoistą pomoc w formie naszych listów.
O Adopcji Serca nie potrafimy opowiadać wokół (to źle!), ponieważ czujemy się trochę skrępowani, tak jakbyśmy się chwalili. Oczywiście powiadomiliśmy rodzinę i bliskich współpracowników i przyjaciół, lecz znając dzisiejsze realia nie potrafimy nikogo namawiać. Najlepszą reklamą tej akcji są zdjęcia dzieci, wiszące w naszym domu. Już ktoś z rodziny prosił o szczegółowe informacje, a znajomi przyznali się, że także pomagają sierotom z Rwandy.
Staram się pamiętać o dzieciach w modlitwie. Gdy modlę się w intencji całej rodziny, dołączam Dieudonne i Virginię, a także tych, którzy im pomagają.
Zdajemy sobie sprawę, że to, co robimy, to kropla w morzu. Podziwiamy księży misjonarzy i siostry misjonarki, ich poświęcenie i odwagę, podziwiamy Państwa, którzy z całego serca i sił służycie tej sprawie.
Szczęść Wam Boże.
|
|
[Spis treści numeru, który czytasz] |