MY A TRZECI ŚWIAT Pismo gdańskiego ośrodka Ruchu Solidarności z Ubogimi Trzeciego Świata MAITRI |
|
Nr 1 (92) styczeń-luty 2007 |
LISTY Z SUDANU Do wrocławskiej wspólnoty Ruchu Maitri, która podjęła się zadania organizowania Adopcji Serca na rzecz sierot z Sudanu, dotarły w ostatnim czasie dwa listy od s. Elżbiety, salezjanki, która korzystając z naszego wsparcia, organizuje w tym kraju pomoc dla najbardziej potrzebujących dzieci. Chartum, 3.11.2006 r.
Serdecznie pozdrawiam wszystkich we Wspólnocie Maitri
Dziękuję za ostatnie dwa e-maile. Otrzymałam je, ale nie byłam w stanie odpowiedzieć wcześniej. Byłam chora - dziwne przeziębienie trwało prawie dwa miesiące i właściwie jeszcze nie czuję się dobrze. Dziękuję za sprzedanie krokodylów-breloczków. Nie będzie problemu z nabyciem nowych, ale będę musiała czekać na odpowiednią okazję, by je przesłać do Polski.
Jeśli chodzi o adopcję nowych dzieci, jest to praca dla mnie i mam nadzieje, że powoli uda mi się przesłać nową porcję dokumentów. Mam tylko serdeczną prośbę do członków Maitri. Otóż w obecnej sytuacji w Sudanie rodziny, które przybyły na północ kraju z południa, myślą poważnie o powrocie. Oznacza to, że rodziny dzieci adoptowanych mogą nagle wyjechać, jak to się dzieje z wieloma rodzinami. Ci, którzy adoptują dzieci, muszą o tym wiedzieć, by nie było potem rozczarowania i cierpienia. My, siostry pracujące tutaj, też chciałybyśmy widzieć owoce naszej pracy, a tu nagle ktoś niespodziewanie wyjeżdża - czasami nawet w połowie roku szkolnego. Najważniejsze, by byli szczęśliwi.
Jesteście moimi Drogimi Przyjaciółmi i czuję wielką potrzebę serca, by podzielić się z Wami, a jednocześnie pochwalić, moją szczególną radością. Otóż obchodziłam mój jubileusz 25-lecia ślubów zakonnych. Uroczystość odbyła się 24 października, chociaż właściwy dzień był 5 sierpnia. Planowałyśmy we wspólnocie, że będzie to skromna uroczystość w domu w gronie Sióstr Salezjanek, Księży i Braci Salezjanów oraz niewielkiej liczby najbliższych przyjaciół. Gdy się o tym dowiedział tutejszy Ks. Biskup, pouczył nas, że to nie jest nasza prywatna uroczystość, ale Kościoła, że wszystko ma być w parafii z udziałem duchowieństwa i wiernych. To jest dzień wdzięczności Bogu, dzień świadectwa i modlitwy o nowe powołania.
Mszy św. przewodniczył sam Biskup Daniel. Była to naprawdę piękna uroczystość, której nie czuję się godna, chociaż jestem bardzo szczęśliwa. Byłam świadoma i wciąż jestem, że to nie było dla mnie, ale dla Tego, który mnie powołał, darzył szczególną miłością i strzegł na dnie Swego Serca. Było dużo kapłanów, sióstr ze wszystkich tutaj obecnych zgromadzeń, wielu przyjaciół i bardzo dużo wiernych. Właściwie uroczystość odbywała się na zewnątrz, bo nasz kościół parafialny nie byłby w stanie pomieścić wszystkich obecnych. Liturgia była pięknie przygotowana - oczywiście wszystko po arabsku. Poza tym taka niezwykła atmosfera skupienia, ciszy i modlitwy, że w pewnym momencie podczas Mszy św. dyskretnie popatrzyłam do tyłu, czy są ludzie. Wszystko to zachowuję w sercu jako dar Boży, Jego serdeczny uśmiech i błogosławieństwo na to, co jest przede mną, a znane tylko Jego miłości.
W czasie Mszy św. złożyłam w kielichu razem z moim życiem tych wszystkich, których Bóg dał mi radość spotkać w czasie mojego życia i w czasie tych 25 lat życia konsekrowanego. Niech Pan wynagrodzi i wysłucha pragnień serca poszczególnych osób. Szczególnie pamiętałam, poza swoją Rodziną, o współsiostrach z mojego roku, które będą obchodzić ten jubileusz w Polsce.
Pamiętałam także o Was, zwłaszcza tych wszystkich, których spotkałam, będąc w Polsce. Widziałam Wasze twarze i dziękuję Bogu za Waszą obecność w moim życiu, za Waszą wiarę i poświęcenie dla dobra ludzi, z którymi pracuję, za Wasz przykład życia i ciągłe wsparcie duchowe i modlitewne. Niech Wam Pan to wszystko wynagrodzi. Zapewniam o dalszej pamięci w modlitwie
Siostra Elżbieta
*** Chartum, 25.11.2006 r.
Serdecznie pozdrawiam, tym razem z zimnego Sudanu. Temperatury spadły u nas do 20 stopni, a to oznacza, że jest bardzo zimno. Wielu ludzi cierpi. Jak jest gorąco, to wszyscy cierpią, ale jak jest zimno, to cierpią biedni, bo nie mają się czym przykryć w nocy ani w co się ubrać w dzień. Dzieci zaczęły przychodzić do szkoły bardzo późno, bo i słońce jest leniwe: nie chce wstawać i budzić ludzi, a nie wszyscy mają zegarki. Na szczęście nauczyciele w tym roku nie biją dzieci za spóźnienie, tylko rozmawiają z nimi. Wiedzą, że nigdy bym na to nie pozwoliła, bo serce by mi pękło. Wszyscy w tym kraju są bardzo zranieni. Mimo to w końcu ktoś musi zrozumieć, że zadawanie bólu nie rozwiąże problemu.
Oprócz pozdrowień zwracam się z prośbą o modlitwę. Ostatnio żyjemy jak na śpiącym wulkanie. Sytuacja nie jest ciekawa: rozłam w rządzie i wojsku. Mniej więcej tydzień temu zastrzelono kogoś, kto opowiadał się za interwencją międzynarodową w Darfurze. Następnie zabito 5 żołnierzy, po nich następnych. Są aresztowania. Dzisiaj w naszej miejscowości Hilla Mayo, szkoły państwowe wysłały dzieci do domu bardzo wcześnie. Zrodziła się atmosfera paniki. Wszędzie jest pełno wojska, zwłaszcza na dachach domów, skąd obserwują, co się dzieje.
Planowałyśmy we wspólnocie pojechać na nocną adorację do katedry około 20 km od nas, aby się przygotować do jutrzejszej uroczystości Chrystusa Króla Wszechświata, ale w tej sytuacji zdecydowałyśmy zostać w domu. Będziemy adorować Jezusa w naszej kaplicy. Jeszcze raz proszę o modlitwę, by pozwolono Chrystusowi królować w Sudanie. Z serca dziękuję
Siostra Elżbieta
|
|
[Spis treści numeru, który czytasz] |