MY A TRZECI ŚWIAT Pismo gdańskiego ośrodka Ruchu Solidarności z Ubogimi Trzeciego Świata MAITRI |
|
Nr 3 (94) maj-czerwiec 2007 |
NASZE ŚWIADECTWO W wigilię uroczystości Zesłania Ducha Świętego z soboty na niedzielę 26/27.05. odbyły się w Gdańsku doroczne czuwania modlitewne w 13 kościołach. Hasło „Przypatrzcie się waszemu powołaniu do Miłości” było myślą przewodnią rozważań prowadzonych przez uczestników ruchów, duszpasterstw środowiskowych, wspólnot i stowarzyszeń kościelnych Archidiecezji Gdańskiej. Ruch Maitri został zaproszony do przedstawienia świadectwa „O działaniu Boga w moim życiu i jego skutkach w formie pracy na rzecz ubogich”. Nasi przedstawiciele odwiedzili większość kościołów stacyjnych. Świadectwa wygłosili Krzysztof Starczewski, Wojciech Zięba oraz s. Teodora Grudzińska ze zgromadzenia Sióstr Pasjonistek, misjonarka z Ndélélé z Kamerunu. Wśród uczestników zebrano także ofiary na rzecz dzieł Ruchu Maitri. W czasie Eucharystii, koncelebrowanej przez ks. arcybiskupa Tadeusza Gocłowskiego i kilkudziesięciu kapłanów, która rozpoczęła się o północy w Bazylice Mariackiej, świadectwo w imieniu gdańskiej wspólnoty Ruchu Maitri oraz podziękowanie za zebrane ofiary wygłosił Tadeusz Makulski. Oto jego treść.
Adopcja Serca ma sens!
Tajemnica dzisiejszej uroczystości odsłania m.in. sens naszej działalności na rzecz ubogich. Św. Cyryl Aleksandryjski w komentarzu do Ewangelii Św. Jana wskazuje, że Duch Święty daje nowe życie i przemienia tych, w których przebywa. „Dzięki Niemu nie działa na nas urok rzeczy doczesnych, bo nasz wzrok jest utkwiony w niebie. On też rozprasza tchórzliwą bojaźń naszych serc, a duszom udziela zwycięskiej mocy, gotowej do ofiar.”
W trakcie naszych krótkich wystąpień przed wspólnotami czuwającymi w kościołach stacyjnych mówiliśmy o charyzmacie Ruchu i jego realizacji. Wspominaliśmy o Adopcji Serca, która funkcjonuje od roku 1995, dając możliwość przetrwania i skromnego startu życiowego kilku tysiącom sierot, niedożywionym dzieciom, w Rwandzie, Kongo, Burundi i Kamerunie. Afryka centralna to od wielu lat obszar wojen, klęsk żywiołowych, tragicznego głodu i epidemii AIDS. To wciąż, pomimo starań wielu rządów i organizacji humanitarnych, obszar niewyobrażalnej nędzy. Mieszkańcom tych terenów starają się służyć nasi misjonarze. Oprócz pracy duszpasterskiej prowadzą szkoły, ośrodki zdrowia, realizują programy dożywiania, dostarczają pomoc humanitarną, niejednokrotnie z narażeniem własnego życia, ratują naszych afrykańskich braci od śmierci. Ruch Maitri współpracuje na co dzień z kilkunastoma zgromadzeniami zakonnymi w Afryce. Przez misjonarzy środki od ofiarodawców docierają do poszczególnych dzieci, do ośrodków zdrowia i dożywiania dla zagłodzonych dzieci.
Na przełomie stycznia i lutego odwiedzałem placówki misyjne w Afryce, do których trafia nasza pomoc. W trakcie wizyt spotkałem na spotkaniach grupowych większość dzieci objętych Adopcją Serca. Rozmawiałem z nimi, odwiedzałem ich skromne, czasem rozpaczliwie prymitywne domostwa, gdzie mieszkają z bliskimi, a często też z inwentarzem. Otrzymałem wiele pięknych wyrazów wdzięczności, przekazywanych śpiewem i tańcem, słuchałem świadectw poszczególnych dzieci i ich opiekunów. Było to nad wyraz wzruszające, ale z każdym dniem pobytu, z każdym następnym spotkaniem narastała we mnie świadomość własnej bezradności. Widząc ludzi bosych, w łachmanach, żyjących w chatkach z gliny, uprawiających motykami małe, rozrzucone po wzgórzach poletka, gdzie każdy skrawek ziemi jest zagospodarowany, zacząłem wątpić, czy jakakolwiek pomoc jest w stanie odmienić ich los. Do dziś nie bardzo potrafię sobie wyobrazić, jak miałby przebiegać i jak długo powinien trwać proces doprowadzenia tych społeczności do minimum cywilizacyjnego w rozumieniu Zachodu. A przecież oni tam muszą żyć! Przy tak małej powierzchni upraw przypadającej na rodzinę nie sposób gromadzić zapasów. Wszystko, co wyrośnie, jest zjadane na bieżąco i wystarcza zazwyczaj tylko na jeden posiłek w ciągu dnia. W takich warunkach anomalie pogodowe, jak susza czy długie deszcze, przynoszą głód, najbardziej dotykający najsłabszych - dzieci. Spędziłem sporo czasu w ośrodkach dożywiania, gdzie zagłodzone maluchy powracają do sił. Trudno nam to zrozumieć, ale niedojadające matki, nie znające podstawowych zasad żywienia, często ze wstydu lub braku świadomości nie proszą o pomoc, doprowadzając swoje dzieci do tragicznego stanu.
Obcowanie z tak doświadczanymi ludźmi uczy pokory. Trudno mi to pojąć, ale przy nich, dotykając na co dzień tajemnicy życia i śmierci, pomimo panującego zgiełku, często odczuwałem przedziwny pokój wewnętrzny i ciszę, w której przemawia do nas Pan Bóg, łagodnie wskazując, co jest dla nas najważniejsze.
Doszedłem też do wniosku, że nasze działanie nakierowane na pomoc konkretnym, znanym z imienia ludziom, ma głęboki sens. My nie możemy zmienić systemów społecznych, ale możemy przy współpracy misjonarzy pomóc zmienić życie konkretnych ludzi, szczególnie dzieci. Pomoc dla tej mikroskopijnej wobec rozmiarów potrzeb grupy niespełna trzech tysięcy sierot, to jakby kropelka wody w oceanie nędzy. Wiele dzieci nazywa nas, ofiarodawców, swymi rodzicami. Myślą o nas jak o najbliższej rodzinie, piszą listy, proszą o wsparcie. Nierzadko rodzice adopcyjni traktują swoich podopiecznych jak własne dzieci, dzielą się z nimi w listach swymi radościami i troskami. Starają się też udzielać wsparcia finansowego w budowie domów, nauce czy zakupie narzędzi potrzebnych do samodzielnego życia podopiecznych.
Dużo rozmawiam z ludźmi, którzy kierując się różnymi motywacjami pomagają dzieciom w Afryce. Wszyscy robią to z potrzeby serca, bezinteresownie, bez względu na wyznawany światopogląd i status majątkowy. Wiele osób wpłaca systematycznie przysłowiowy „wdowi grosz”, zdarzają się też niezwykle hojni zamożni ludzie, niektórzy oferują swój czas, inni wspierają nas modlitwą. To dzięki nim dzieło Ruchu Maitri może istnieć i potwierdzać ewangeliczną prawdę, że więcej jest radości w dawaniu, aniżeli braniu.
W czasie mojej podróży zrozumiałem także słowa Antoine de Saint Exupéry'ego, iż można nas okraść z tego, co posiadamy, ale nie można nas okraść z tego, co daliśmy innym, a prawdziwa miłość, której uczył nas Jezus, zaczyna się tam, gdzie nie oczekuje się odpowiedzi. A jeśli modlitwa jest tak ważna, aby nauczyć nas miłości, to może dlatego, że - jak nam się często wydaje - pozostaje bez odpowiedzi.
Kończąc, chciałbym podziękować w imieniu Ruchu Solidarności z Ubogimi Trzeciego Świata MAITRI za zaproszenie naszej wspólnoty do czynnego udziału w tegorocznych czuwaniach. Dziękuję za przyjęcie nas w kościołach stacyjnych oraz za wszystkie ofiary złożone na rzecz Ruchu. Bóg zapłać.
|
|
[Spis treści numeru, który czytasz] |