MY A TRZECI ŚWIAT Pismo gdańskiego ośrodka Ruchu Solidarności z Ubogimi Trzeciego Świata MAITRI |
|
Nr 5-6 (96-97) wrzesień-grudzień 2007 |
PAMIĘTNIK OJCA JERZEGO Ndim, 15.09.2007 r. W czwartek pieniądze bezpiecznie dotarły. Jeszcze raz dziękujemy Wam i wszystkim ofiarodawcom. Niestety, sytuacja w naszym regionie się pogorszyła i nie wiadomo, jak się rozwinie.
We wtorek i w środę rebelianci gromadzili się w Ndim i w okolicznych wioskach. Było ich ponad trzystu. Wszyscy przewidywali, że uderzą na muzułmańskich handlarzy w Bocaranga, 40 km od nas. Faktycznie tak się stało w nocy ze środy na czwartek. Podobno złupili muzułmańską dzielnicę, postrzelali z godzinę i później wojsko ich wyparło. Rano znalazło ono zrabowane rzeczy u niektórych z Bocaranga i wykonało egzekucje na siedmiu mężczyznach na placu miejskim.
Ja byłem w kłopocie, bo ciężarówka przywiozła nam w poniedziałek deski i została zablokowana przez rebeliantów na misji. Wczoraj po południu zdecydowałem się ją eskortować przez strefę rebeliantów. Zostawiłem ją 10 km przed Bocaranga i wróciłem.
Ogólnie nie mieliśmy problemów. W samym Ndim rebelianci chcieli opłaty za przejazd, ale powołałem się na szefa wioski i nas puścili. Po drodze jeszcze raz nas zatrzymali, bo chcieli podjechać 8 km do najbliższej wioski. Nie mieliśmy argumentów, aby im odmówić. W powrotnej drodze jedna osoba chciała jechać ze mną do Ndim, ale jej odmówiłem, mówiąc, że misja katolicka nie miesza się do konfliktu. Nie ma co ryzykować, by później żołnierze mieli argument, że misjonarze sprzyjają rebeliantom, zabierając ich do samochodu.
Dziś rano dowiedzieliśmy się przez radio od braci z Bocaranga, że żołnierze prawdopodobnie idą w naszą stronę. Rebelianci w większości uciekli do buszu, zostało ich zaledwie kilku. Jeśli żołnierze przyjadą, ludność będzie jak zwykle prześladowana. Zastanawialiśmy się, czy ostrzec ludzi. Z jednej strony wywoła to panikę, z drugiej - jeśli nie ostrzeżemy, ludzie mogą stracić wszystko. W końcu powiedzieliśmy im, że taka możliwość istnieje. Jak przewidywaliśmy, wywołało to panikę w wiosce. Ludzie wzięli najpotrzebniejsze rzeczy na głowę i uciekli w pola. Na pewno tej nocy nikt nie będzie spał w wiosce.
W ich domach pod strzechą są orzeszki ziemne, które ciężką pracą zebrali z pól. Są one przeważnie jeszcze w łupinach. Jak żołnierze przyjadą spalić wioskę, to i orzeszki pójdą z dymem. Niektórzy starają się je przetransportować na misję lub na pola, inni nie wiedzą, co robić, i zastanawiają się, czy żołnierze przyjadą. Jest to okres wyczekiwania, ale jak na szpilkach. Jak tylko usłyszą strzały na skraju wioski, to dadzą nogę w busz, a wtedy żołnierze będą mogli robić, co chcą. Jak na razie jest godzina dziesiąta i cisza. Dzisiejsza liturgia pokutna jest pod wielkim znakiem zapytania, atmosfera nie sprzyja skupieniu i gromadzeniu się. Jak żołnierze nie przyjadą, to - mimo wszystko - spróbuję zebrać ludzi. Jutro przewidywana Msza św. z odnowieniem przyrzeczeń chrztu za grzechy bałwochwalstwa, które miały miejsce w naszej wiosce przed kilku dniami. Nie wiadomo, czy będzie duża frekwencja. Trwajcie z nami w modlitwie.
16.09.2007 r. Od wczoraj nic się nie zmieniło. Cisza przed burzą. Wieczorem zrobiliśmy liturgię pokutną, ale była garstka ludzi, reszta ze strachu poszła spać w pola. Rano od godziny trzeciej do siódmej padał deszcz i to wskazywało, że zupełnie nie będzie ludzi. Jednak byłem mile zaskoczony, że połowa kościoła była zajęta.
Rano doszły nas wieści, że żołnierze zostali zaatakowani w wiosce 60 km na równoległej drodze prowadzącej do Ngaoundaye. Czy byli zabici, nie wiadomo. Na pewno byli ranni, bo znaleźli się w szpitalu. W odwecie żołnierze spalili wioskę. Myślę sobie, że jak rebelianci nie zaatakują żołnierzy u nas, może oszczędzą Ndim, ale tego nie wiadomo. Może o godzinie 15.00 o. Walenty powie w radiu diecezjalnym, co słychać w Ngaoundaye i w tej wiosce, którą spalili, bo to jego parafia.
Po Mszy otworzyłem z członkami Caritas osiem salek parafialnych dla ludzi, którzy chcą złożyć swe rzeczy i worki z orzeszkami na przechowanie. Póki czas trzeba się zabezpieczyć na wszelką ewentualność. Worki naszych pracowników przywieźliśmy do nowicjatu. Teraz jest czas wyczekiwania. Dzięki za modlitwę. Jestem z Wami w łączności duchowej.
18.09.2007 r. Coś się szykuje, bo zostaliśmy ostrzeżeni, żeby uważać. Siostry wyjechały wczoraj do Kamerunu i zatrzymały się na pierwszej misji za granicą. Czekamy na rozwój sytuacji.
20.09.2007 r. Dzisiaj był spokojny dzień. Na cotygodniowy targ przyszło nawet sporo ludzi z okolicznych wiosek. Niestety, ceny były beznadziejnie niskie, szczególnie produktów rolnych. Obecnie jest sezon na orzeszki ziemne. Wszyscy chcą je sprzedać, a nie ma komu ich kupić, ponieważ ciężarówki z dalekich miast nie przyjeżdżają z obawy przed niebezpieczeństwem w naszym rejonie. Dzisiaj worek 70 kg orzeszków można było kupić za 9.000 franków, czyli za ok. 12 euro, gdy normalnie powinno się płacić 15.000 franków (ok. 22 euro). Czysty rozbój w biały dzień. Niestety nie można nic na to poradzić, dopóki nie będzie ciężarówek z zewnątrz.
Pomimo spokojnego dnia czuje się napięcie. Ludzie nocują na polach, boją się ataku żołnierzy. Z tego, co nam wiadomo, żołnierze się nie kwapią tutaj przyjeżdżać. Szykuje się jednak pewna akcja, aby wyeliminować z naszego regionu rebeliantów. Serdecznie dziękuję Wam za modlitwę i proszę o nieustanną pamięć o nas i tutejszych mieszkańcach.
Z Panem Bogiem
O. Jerzy Steliga OFM Cap
|
|
[Spis treści numeru, który czytasz] |