RWANDYJCZYCY MÓWIĄ O RODZINIE
Mówią nowożeńcy
Mąż lat 34, żona - 24. Prości ludzie o przeciętnej sytuacji materialnej.
Pytanie: Od siedmiu miesięcy jesteście małżeństwem. Oczekujecie dziecka. Kiedy spodziewacie się narodzin?
Małżonkowie: Za cztery miesiące.
P: To dosyć wcześnie, nieprawda?
M: Tak, ale pokój zagościł w naszych sercach, wiemy że jesteśmy normalni.
P: Zadowoleni zatem?
M: W każdym razie spokojni.
P: Czy było to waszym największym pragnieniem w życiu małżeńskim?
M: Na pewno. Czegóż innego moglibyśmy bardziej pragnąć?
P: Ile dzieci chcielibyście mieć?
Mąż: Pięcioro, trzech chłopców i dwie dziewczynki.
Żona: Sześcioro, trzech chłopców i trzy dziewczynki.
P: Trochę dużo, jak na wasze możliwości materialne.
Żona: Tak, lecz musimy się liczyć z ewentualną śmiercią któregoś z nich. Lepiej mieć wiele dzieci, niż widzieć odchodzące wszystkie lub prawie wszystkie.
P: Przypuśćmy, po ślubie odkryliście niemożliwość posiadania dzieci. Co byście zrobili?
Żona: Na szczęście to nas nie spotkało.
P: A pan co o tym myśli?
Mąż: To zależałoby, z czyjej winy. Jeśli moja żona okazałaby się bezpłodną, wziąłbym inną. Nie można żyć bez dzieci, jeśli jest się zdolnym do ich posiadania. Jeśli natomiast ja byłbym winny, decyzja należałaby do żony.
P: Co zrobiłaby pani w takiej sytuacji?
Żona: Nie należy żyć przypuszczeniami. Skoro nas to nie dotyczy, zostawmy ten problem.
Szczęśliwy starzec
Lat 65, wyższe wykształcenie (teologia w wyższym seminarium), żonaty od 40 lat, ciągle żyjący ze swoją żoną, 8 dzieci, w tym 7 żyjących, 10 wnuków.
P: Jaki jest pański pogląd na sprawy dotyczące potomstwa?
O: Bez zapomnienia o trudnościach zarówno materialnych jak i duchowych związanych z wychowaniem dzieci, nie znajduję innego szczęścia nad to, by być otoczonym liczną rodziną składającą się z wielu własnych dzieci, wnuków, zięciów i synowych. Jakąż bezgraniczną radość odczuwają starzy rodzice otoczeni swoimi potomkami! Czują się bardziej szczęśliwi, niż milioner posiadający bogactwa tej ziemi, lecz bezdzietny. Podsumowując: gdybym był zdolny zapewnić edukację moim dzieciom, chciałbym mieć ich tyle, ile Bóg by mi pozwolił, nawet ze szkodą dla mego osobistego bogactwa.
Wdowa lat 62
Pytanie: Jest pani wdową. Kiedy zmarł mąż?
Wdowa: Przed dwudziestu laty.
P: Ile mieliście dzieci?
W: Ośmioro, ale wszystkie zmarły. Niektóre bardzo wcześnie, inne jako dorosłe osoby, zostawiając mi wnuki. Jest tak, jak gdybym nigdy nie miała dzieci.
P: Czy to jest rzeczywiście to samo?
W: Na pewno nie. Miałam radość noszenia ich, piastowania, niektóre były ze mną długo. Nie będzie można mnie pochować z kawałkiem wygaszonego węgla w dłoni. Ale od czasu, gdy nie widzę żadnego z mych dzieci, jakże chwalić się wnukami? Więzy, które powinny mnie łączyć z wnukami, zostały zerwane. Jednak ubuze inda amena umugi (nie znajdując pchły zgniata się jajo), co znaczy: gdy się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma. Mogę jedynie podziękować Bogu, że mi zostawił ten "drobiazg". Nie każdy może tyle powiedzieć!
Mężczyzna lat 49
Ukończone technikum budowlane.
Pytanie: Od kiedy jest pan żonaty?
M: Od 24 lat.
P: Nie miał pan nigdy dzieci. Niejeden raz bez wątpienia zastanawiał się pan nad tym. Mógłby nam pan coś na ten temat powiedzieć?
M: Oczywiście. Gdy Rwandyjczyk decyduje się na małżeństwo, to z trzech powodów:
- by być pasowanym na prawdziwego umugabo (mężczyznę);
- mieć towarzyszkę życia;
- zrodzić dzieci.
To ostatnie jest powodem zasadniczym, nawet gdy nie jest się wcześniej tego pewnym. Można więc łatwo zgadnąć, jak nieszczęśliwym jest mężczyzna nie mogący posiadać potomstwa.
P: W jaki sposób odkrył pan swą niepłodność?
M: Po dziesięciu latach małżeństwa. Przeżyłem osiem lat z moją pierwszą żoną. Nie mieliśmy dzieci. Oddaliłem ją więc, sam żeniąc się powtórnie.
P: Był pan wtedy pewny, które z was nie było zdolne do poczęcia?
M: Niestety nie. Ale według dawnej mentalności rwandyjskiej myślałem, że to żona nie była zdolna do poczęcia. Dwa lata po naszej separacji ciągle nie miałem dzieci z moją drugą żoną, podczas gdy moja pierwsza żona urodziła syna bez ponownego wyjścia za mąż. W ten sposób dowiedziałem się, że wina spoczywała na mnie.
P: Jakie odczucia budziło się w panu wtedy? Zazdrość, żałość, nieszczęście, czy jeszcze coś innego?
M: Odczułem to wszystko naraz, lecz najbardziej przygniótł mnie ogrom nieszczęścia, odbierając wszelką radość życia.
P: Praktycznie stracił więc pan już wszelką nadzieję na posiadanie dzieci?
M: Właściwie tak. Rozmawiałem z wieloma osobami. Niektóre z nich po kilku latach okazały się płodne, ale by po dwudziestu czterech latach, tego nigdy nie słyszałem, jedynie w opowieściach biblijnych.
P: Nie myślał pan nigdy o adopcji?
M: Myślałem, choć właściwie to mój biały przyjaciel mi to podsunął. Ale nie mogłem się zdecydować. Dziecko obcego to dziecko obcego.
P: Mógłby mi pan powiedzieć, jaka według pana jest wartość życia małżonków nie mogących zrodzić dzieci?
M: Takie życie pozbawione jest pełnego szczęścia. Kilka przejściowych radości, a w gruncie rzeczy ciągła frustracja.
P: Czy warto mieć żonę, będąc bezpłodnym?
M: Nie mając żony, a będąc już w wieku, gdy należałoby ją posiadać, nie jest się nawet godnym, by zasiąść w grupie mężczyzn.
P: Jeszcze słowo o pańskiej drugiej żonie. Jaka jest jej reakcja na zaistniałą sytuację?
M: Trudno mi odpowiedzieć. Na pewno nie przeżywa pełnego szczęścia, ale skoro od 15 lat mnie nie opuszcza, dowodzi to, że pogodziła się z sytuacją.
Spisała s. Elżbieta Szwarc SAC
|