MY A TRZECI ŚWIAT Pismo gdańskiego ośrodka Ruchu Solidarności z Ubogimi Trzeciego Świata MAITRI |
|
Nr 1 (65), styczeń-luty 2003 |
CZEKAŁAM NA MŁODSZE DZIECKO Barbara K. z Warszawy ma 35 lat, jest pracownikiem biurowym. Do Adopcji Serca przystąpiła w październiku 1999 r. Odpowiada na naszą Ankietę Jubileuszową. Gdy przystępowałam do Adopcji Serca, byłam w trudnej sytuacji finansowej. Wszystkie oszczędności moje i Mamy przekazałyśmy bratu, który miał poważne problemy materialne i rodzinne. Moja Mama jest wdową, utrzymuje się z renty rodzinnej, a ja pracuję w zakładzie państwowym jako pracownik biurowy. Moje zarobki nie są zbyt wysokie. Mieszkamy w przedwojennym domu, który był upaństwowiony. Jedyni spadkobiercy kamienicy pochodzą z Francji i liczyłyśmy się z tym, że możemy stracić mieszkanie. Sytuacja nie została do dziś wyjaśniona, co jest dla nas bardzo męczące. Ciągle wydaje nam się, że „siedzimy na walizkach”, ale najgorsza jest myśl, że spadkobiercy kamienicy mogą być do nas wrogo usposobieni. Podjęłam studia z myślą, że w przyszłości wyjadę z Warszawy i znajdę pracę gdzieś, gdzie mieszkania są tańsze. Sytuacja finansowa brata poprawiła się i chyba nie będę musiała posyłać mu pieniędzy. Bratanica przystępuje do Pierwszej Komunii i wszystko układa się dobrze.
O Adopcji Serca usłyszałam latem 1999 w I programie TV w Wiadomościach, ale nie przystąpiłam do programu, gdyż nie zrozumiałam zasad. Myślałam, że „zaadoptować” dziecko mogą tylko małżeństwa, a ja jestem panną. Nie sądziłam też, że te dzieci żyją w skrajnej nędzy. W październiku 1999 r. zamawiałam Mszę św. za zmarłych. Mama czekając na mnie przeglądała gazety. Otworzyła czasopismo z maja 99 „Nasz Głos” na stronie z artykułem „Rwanda - krzyk milczenia”,który pomógł mi zrozumieć, na czym polega Adopcja Serca i jaka jest faktycznie sytuacja osieroconych dzieci w Rwandzie.
Przystępując do Adopcji Serca kierowałam się chęcią pomocy głodującemu dziecku. Wpłaciłam dla Augustyna pieniądze do r. 2003, czyli do ukończenia przez niego 18 lat. W pracy wzięłam pożyczkę z kasy zakładowej i co miesiąc potrącają mi raty z pensji. Zaoszczędziłam więc Państwa i swój czas (m.in. na stanie w kolejkach w banku) i stres zwiazany z dyskusją z pracownikami banku PeKaO SA na temat prowizji bankowych.
Spodziewałam się młodszego dziecka. Gdy dostałam jego fotografię, byłam zaskoczona, że Augustyn ma 15 lat. Informacji o chłopcu było bardzo mało. Więcej wyczytać można było ze zdjęcia: miły, inteligentny, grzeczny. Z późniejszej korespondencji dowiedziałam się, że osiąga bardzo dobre wyniki w nauce. Fotografia Augustyna wisi w ramkach wśród innych fotografii rodzinnych.
Jedyną osobą przychylną dla Adopcji jest moja Mama, która ponosi ze mną wspólnie koszty. Pozostali członkowie rodziny są obojętni, nie wypowiadają się otwarcie na ten temat.
Najważniejsze w tej chwili jest to, iż udało mi się wpłacić wszystkie pieniądze i że Augustyn nie przeżyje zawodu, że „przybrani rodzice” przestali łożyć na jego utrzymanie. Bałam się, że mógłby poczuć się odrzucony. Teraz obydwoje możemy „spać spokojnie”.
Pismo „My a Trzeci Świat” dostawałam sporadycznie, gdyż nie opłacałam prenumeraty. Polubiłam s. Irenę Stachowiak, najchętniej czytałam jej listy. Właśnie wpłaciłam na prenumeratę, bo chcę mieć aktualne wiadomości. Wszystkich serdecznie pozdrawiam i życzę wiele radości z pracy w Ruchu Maitri.
|
|
[Spis treści numeru, który czytasz] |