MY A TRZECI ŚWIAT Pismo gdańskiego ośrodka Ruchu Solidarności z Ubogimi Trzeciego Świata MAITRI |
|
Nr 7 (71), październik 2003 |
SZEŚCIORO SIEROT Ich rodzina składa się z czterech dziewczynek i dwóch chłopców. Odpowiada za nią najstarsza, 20-letnia Annonciata Nyiramafaranga, która nie chodziła do szkoły, jest więc analfabetką. Rodzice zginęli w czasie wojny w r. 1994. Chłopcy uczą się w szkole podstawowej: 16-letni Antoine Bararambirwa jest w piątej klasie, 14-letni Théogene Hakizimana - w czwartej. Trzy dziewczynki też uczą się w szkole podstawowej: 18-letnia Venantie Mukangamije jest w szóstej klasie, 11-letnia Christine Mukarwego - w drugiej, a 9-letnia Virgine Uwizeyimana - w pierwszej.
Gdy ich rodzice zginęli, cztery dziewczynki przetrwały w domu rodzinnym przez dwa miesiące. Najmłodsze cierpiały z powodu niedożywienia. Zrabowano im całe mienie. Żyły w strachu i nie miały nic. Najstarsza musiała się opiekować najmłodszą w ośrodku dożywiania u Sióstr. Od tej chwili śledziłyśmy ich los i wzięłyśmy do ośrodka opieki dla sierot.
Wszystkie dzieci są spóźnione w nauce z powodu wojny. Były rozdzielone: dwóch chłopców przyjęła starsza osoba, która nie chciała ich posyłać do szkoły. W 1999 r. dołączyli do swych sióstr w ośrodku opieki nad sierotami, założonego przez nas dla licznych dzieci rozrzuconych po kraju w czasie wojny. Dwie dziewczynki mają opóźniony wzrost. Najważniejsze było zajęcie się ich zdrowiem.
Podczas siedmiu lat przebywania w ośrodku dzieci czuły, że są w niewłaściwym miejscu, ale nikomu tego nie wyjawiły. Wreszcie najstarsza siostra się zbuntowała. Była niegrzeczna, a nawet brutalna: spaliła swą odzież, czasem długo milczała. Druga siostra, Venantie, zapadła na urojoną chorobę. Spędzała całe dnie w łóżku, nie jedząc i nie odzywając się. Nawet nie pozwoliła się sobą zajmować. Nikt nie mógł odgadnąć oczekiwań dzieci.
W końcu przyszedł moment likwidacji ośrodka, gdy zaczęto je rozsyłać do rodzin zastępczych. W tym przypadku sześcioro dzieci powinno odzyskać swoją chatkę po rodzicach. Misja Sióstr Pallotynek zatroszczyła się o remont chatki, opuszczonej przez siedem lat. Dach był zapadnięty, a ściany przeżarte przez termity. Od 20.09.2001 r. mieszkają w odzyskanym domu, 8 km od Ruhango. Zaczęły życie od zera, ze skromnym wyposażeniem, jakie od nas dostały, aby sobie jakoś poradziły. Żyją tylko z tego, co dostają od nas.
Chciałyśmy pomóc tym dzieciom w zorganizowaniu się i wziąć za nie odpowiedzialność. Mają trochę ziemi, ale niewiele jest z niej plonów, gdyż tylko najstarsza siostra może ją uprawiać. Reszta się uczy. Wzruszyłyśmy się przyjęciem, jakie dawni sąsiedzi zgotowali dzieciom, gdy powróciły na rodzinne wzgórze. Zadziwiło nas też szybkie zintegrowanie się dzieci, zwłaszcza chłopców, w środowisku tej wioski. Po dwóch tygodniach było już gotowe ogrodzenie z drewna, zaczęli też produkować cegły, aby zbudować kuchnię.
Często odwiedzałyśmy dzieci i kontrolowałyśmy, jak żyją. Pomogłyśmy im zbudować kuchnię i mały pokój dla chłopców. Dziewczynki śpią w starym. Są razem pod opieką najstarszej siostry, która jest głową rodziny. Jej postawa jest zupełnie inna, niż poprzednio w ośrodku: wydoroślała, jest poważna i dobrze zorganizowana. Rodzeństwo jej słucha. Śledząc ich życie zauważyłyśmy, że sierocińce nie są odpowiednie dla starszych dzieci.
Naszym życzeniem jest pomóc tym dzieciom, aby mogły wyżywić się ze swej ziemi, miały nowy dom i skończyły szkołę, nawet średnią. Czy ktoś, kto będzie to czytał i poczuje współczucie dla tych dzieci, zechce zostać ich dobroczyńcą i pomóc im?* Siostra Hanna Teresa Gnatowska SAC Ruhango, Rwanda * Dzieci zostały włączone do programu Adopcja Serca i otrzymują już regularną pomoc. Ale wiele innych w podobnej sytuacji wciąż na nią czeka (red.). |
|
[Spis treści numeru, który czytasz] |