• No products in the cart.

Prezentujemy poniżej krótką rozmowę z Siostrą Dominiką Laskowską ze Zgromadzenia Sióstr Pallotynek. Siostra przez 48 lat posługiwała w Afryce, niosąc pomoc najbardziej potrzebującym. Przez dużą część swojej posługi współpracowała z Ruchem Maitri, prowadząc program Adopcji Serca. Dziś Siostra jest już na emeryturze, a w rozmowie z nami przy okazji urlopu w Polsce, podzieliła się kilkoma wspomnieniami ze swojej pracy w Afryce.

Siostra Dominika Laskowska SAC

Siostra Dominika Laskowska SAC przez 20 lat posługiwała na misji w Rutshuru w Demokratycznej Republice Konga.

Na początek prosiłbym, aby Siostra powiedziała kilka słów o sobie – jak długo Siostra już jest w zgromadzeniu i jak długo była w Afryce?

Nazywam się do Dominika Laskowska i należę do Zgromadzenia Sióstr Pallotynek. W tym roku mija 50 lat mojego życia konsekrowanego.  Wyjechałam do Afryki w 1982 roku. Pracowałam 18 lat w Rwandzie i 20 lat w Demokratycznej Republice Kongo. Najdłużej byłam na misji w DR Kongo w Rutshuru – od 2001 do 2020 roku. W tej chwili na stałe mieszkam we Francji. Przez wiele lat współpracowałam z Ruchem Maitri i bardzo mile wspominam te dni, może nawet najlepiej ze wszystkich, które mogłam przeżyć w moim życiu.

Które misje w Rwandzie były Siostry pierwszymi?

Na początku byłam w Gikondo oraz Ruhango.

Jakie były te początki, co było dla Siostry największym szokiem kulturowym?

Początki były bardzo ciekawe bo przyleciałam do Rwandy sama. Na szczęście byli tam już inni misjonarze. Nasze Siostry i księża Pallotyni przyjęli mnie bardzo życzliwie, mogłam poczuć się na tyle na ile to było możliwe jak w domu. To co mnie najbardziej zaskoczyło to upał. Te pierwsze lata to było odkrywanie afrykańskiej rzeczywistości. Pamiętam, że pisałam wtedy długie listy, wszystko mnie interesowało i to właśnie opisywałam. Niestety listy te nie zachowały się do dziś, sama bym je chętnie przeczytała. Skupiała się wtedy na nauce języka, a później zaczęłam pracować w ośrodku dla dzieci niedożywionych.

Gdzie Siostra uczyła się języka?

Języka francuskiego uczyłam się jeszcze przed wyjazdem do Afryki w Szwajcarii. Miejscowego jeżyka kinyarwanda na kursach w stolicy Rwandy – Kigali. Po francusku mówię biegle, w kinyarwanda w pewnym stopniu rozumiem co mówią ludzie, ale z wysłowieniem się mam problem. To bardzo trudny język.

W jaki sposób nawiązała Siostra współpracę z Ruchem Maitri?

Zaczęło się w Rutshuru. Znałam już wcześniej program Adopcji Serca. Nie współpracowałam jednak przy jego organizacji. Widziałam za to jak pracują Siostry odpowiedzialne za jego prowadzenie. Wcześniej zajmowały mnie przede wszystkim działania pomocowe skierowane do dzieci niedożywionych. Dopiero w Rutshuru, gdzie przede mną za AS była odpowiedzialna Siostra Weronika Sakowska, zostałam zapoznana z tym tematem i następnie przejęłam odpowiedzialność za program.

Siostra Dominika Laskowska SAC

Siostra Dominika Laskowska SAC z dziećmi.

Pamięta Siostra liczbę dzieci w Adopcji Serca po przejęciu prowadzenia programu w Rutshuru?

Na początku było to ok. 300 dzieci, a gdy wyjeżdżałam było ich już 800.

Jak wyglądało pozyskiwanie nowych podopiecznych. Rodzice w trudnej sytuacji życiowej sami zgłaszali się ze swoimi dziećmi czy też Siostra znajdowała osoby, którym potrzebna była pomoc?

Wyglądało to różnie. Czasem przychodzili sami rodzice, a czasem ja widząc dzieci niedożywione oferowałam pomoc i przyjęcie do programu Adopcji Serca. Starałam się wychodzić naprzeciw napotykanym osobom – gdy widziałam rodziców z dziećmi dopytywałam, czy mają ich więcej, czy chodzą do szkoły – w ten sposób szukałam dróg dotarcia do najbardziej potrzebujących.

Co było najtrudniejsze w Adopcji Serca z organizacyjnego punktu widzenia?

Z pewnością pisanie listów. Musiałam w tym bardzo dzieciom pomagać. One były tak wdzięczne, że miały w głowie tylko myśl, że muszą wziąć do ręki długopis i napisać „Chcę podziękować Wam za to, że mi pomagacie, dzięki czemu mogę chodzić do szkoły. Jeszcze raz Wam dziękuję.” i to koniec. Często konieczne było napisanie im na tablicy wskazówek. Innym razem zadawałam im pomocnicze pytania – napisz ile ważysz, jaki jest Twój wzrost, jak Ci idzie w szkole, w co lubisz bawić się w wolnym czasie. Zdarzało się także, że po prostu siadałam z dziećmi żeby podpowiedzieć im coś konkretnego, tak by każdy ich list nie był taki sam.

Jaki miała Siostra kontakt z rodzicami dzieci w adopcji, ich opiekunami?

Wszyscy byli bardzo wdzięczni za to, że dzięki wsparciu mogą wysłać dzieci do szkoły. Na początku jak byłam w Kongo to działaliśmy w taki sposób, że dzieci oprócz wsparcia w nauce dostawały tylko żywność. Potem rozszerzyliśmy te wsparcie o pomoce szkolne i mundurki. Gdy dowiadywał się, że jakieś dziecko ma problemy w szkole, to wtedy wzywałam rodziców żeby wytłumaczyli czy jest to spowodowane jakimiś rodzinnymi problemami. Prosiłam o wytłumaczenie dlaczego dziecko się nie uczy, nie robi postępów. Czasem były to trudne rozmowy, ale zawsze staraliśmy się dojść do porozumienia dla dobra dziecka.

Siostra Dominika Laskowska SAC

Spotkanie wolontariuszy Stowarzyszenia Ruchu „Maitri” z s. Dominiką Laskowską SAC w Gdańsku.

Czy są osoby, które były w programie Adopcji Serca, a które zapadły Siostrze szczególnie w pamięci?

Jedną z takich osób jest Sibomana Uwista. To niezwykle radosny człowiek. Był dzieckiem, które zgubiło się w trakcie wojny. Zawsze mimo to był uśmiechnięty i wdzięczny za wszystko. Z własnej woli w wolnym czasie przychodził do nas na teren misji i nam pomagał, zwłaszcza w ogrodzie. Kształcił się w kierunku rolniczym, a niedawno ożenił się i mieszka w Rutshuru. Pomogliśmy mu zbudować dom. Inną osobą, która przychodzi mi do głowy, jest Ombeni Munganga, który tej chwili jest lekarzem anestezjologiem we Francji i kończy wyrabianie międzynarodowego dyplomu. We wrześniu 2023 wrócił do Gomy w DR Konga i w grudniu planuje ślub. Poprosił mnie nawet, żeby została jego świadkową. Niestety taki wyjazd do Afryki w tej chwili byłby dla mnie zbyt wymagający i to niemożliwe.

Czym się Siostra zajmuje teraz na „emeryturze”, po powrocie z Afryki do Europy?

Prowadzę katechezę dla polskich dzieci w Osny pod Paryżem. Raz na tydzień przyjeżdżają do nas Polacy z dziećmi do naszej kaplicy. Zamiennie co zjazd ich dzieci mają lekcje polskiego lub katechezę. W ubiegłym roku szkolnym miałam także jedną lekcję w tygodniu z dziećmi francuskim w lokalnym college’u. Co ciekawe uczyłam tam, nie religii, a religioznawstwa. Do moich obowiązków należy także opieka nad zakrystią w naszej parafii i wszystko co z nią związane – należy przypilnować czystości i porządku. W naszej pallotyńskiej wspólnocie w Osny są cztery polki i jedna Kamerunka. One uczą religii na cały etat, a ja jak widać z doskoku, bo przecież jestem na emeryturze.

Dziękuję za rozmowę.

Autor: Szymon Luliński