MĘCZENNICY RWANDY
Często podkreśla się, że w Rwandzie, pomimo iż jest krajem o największym procencie chrześcijan w całej Afryce, doszło do bezprzykładnego okrucieństwa i rzezi. Zginęło ponad milion osób (a więc co siódmy mieszkaniec kraju), głównie z plemienia Tutsi, mordowanych przez oddziały i bojówki plemienia Hutu. Ale ginęli i ci ostatni. Najczęściej jedyną przyczyną gwałtownej i często okrutnej śmierci była przynależność do jednego z dwóch plemion. Ma to dowodzić przegranej Kościoła Rwandy. Pomija się natomiast heroiczną postawę wielu chrześcijan, którzy - nie bacząc na różnice etniczne - pomagali zagrożonym, nierzadko za cenę własnego życia. Ożywieni wiarą w umęczonego i zmartwychwstałego Chrystusa, nie wahali się pójść Jego śladami i oddać życie za braci.
Umarli, aby inni żyć mogli
Milicja Hutu, Interhamwe, pyta księdza: "Jesteś Hutu czy Tutsi?" - "Jestem księdzem." Pytają powtórnie: "Jesteś Hutu czy Tutsi?" - "Jestem księdzem!" Zabili go. Był księdzem z plemienia Hutu.
Dorota, dyrektorka szkoły pielęgniarskiej w Kobay, należąca do plemienia Hutu, zginęła, ponieważ odmówiła wydania swych uczennic i nauczycielek z plemienia Tutsi.
Ojciec Ananiasz miał klucz do sali w Niższym Seminarium w Naleva (diecezja Kigali), gdzie ukryli się uciekinierzy z plemienia Tutsi. Mordercy zażądali klucza. Odmówił. Postrzelili go w obie nogi. Kluczy nie wydał. Zabili go. Był członkiem plemienia Hutu.
Młoda Felicyta z plemienia Hutu należała do świeckiego instytutu życia konsekrowanego. Prowadziła sesję biblijną dla 30 dziewcząt. Po wybuchu wojny wraz z dziewczętami pomagała przekraczać granicę zagrożonym kobietom i dzieciom. Pewnego dnia 2 samochody wojskowe zabrały całą grupę. Przewieziono je na cmentarz, gdzie był już przygotowany grób. Żołnierz wykonujący egzekucję powiedział do Felicyty: "Jesteś wolna, możesz odejść". Ona odpowiedziała: "Odejdę, jeśli nam wszystkim darujesz życie. Jeśli nie, chcę umrzeć z tymi, z którymi dzieliłam Ewangelię". Zginęła jako ostatnia.
Sześćdziesięcioletnia Felicyta Niytegeka z plemienia Hutu, członkini instytutu świeckiego Pomocnic Apostolstwa, wraz z współsiostrami przygarnęła do domu w Gisenyi uciekinierów z plemienia Tutsi. Jej brat, pułkownik armii rwandyjskiej, prosił ją telefonicznie, by uciekała, unikając pewnej śmierci. Odpisała mu 12 kwietnia 1994 r.:
"Drogi Bracie. Dziękuję Ci, że chciałeś mi pomóc. Mając do wyboru uratowanie życia, pozostawiając 43 osoby, którymi się opiekuję, lub umrzeć razem z nimi, wybrałam śmierć. Módl się za nas, abyśmy dotarły do Boga, i powiedz "do widzenia" starej matce i bratu. Będąc u Boga będę się modlić za Ciebie. Miej się dobrze. Bardzo Ci dziękuję, że myślałeś o mnie. Twoja siostra Felicyta"
W następnych dniach Felicyta nadal ratowała dziesiątki osób, ułatwiając im ucieczkę przez granicę. 21 kwietnia przybyli bojówkarze, by wywieźć siostry na cmentarz ciężarówką. Wówczas Felicyta powiedziała: "Chodźcie! To chwila świadectwa." Weszły na samochód śpiewając i modląc się. Po przyjeździe na cmentarz zabójcy, obawiając się pułkownika, chcieli oszczędzić jego siostrę. Jeden z nich powiedział: "Ty się nie boisz śmierci. Zobaczysz, że to nie żarty! Zabijemy cię ostatnią." Zabito ich 30. Raz jeszcze chcieli ją uratować. - "Nie! Nie mam powodu, aby żyć, skoro zabiliście wszystkie moje siostry." Felicyta była więc trzydziesta pierwsza.
Wiceprefekt (zastępca wojewody) prefektury Gitarama, Jan Nepomucen Kabaga, był bratem Felikuli Nyiramutarambirgwa, członkini instytutu Pomocnic Apostolstwa, posłanki do parlamentu, przed kilku laty zamordowanej za odważne wystąpienia. Jej brat odmówił współpracy w organizowaniu ludobójstwa. Odmowę przepłacił życiem.
My umierać nie musimy
Świadectwo bohaterskich męczenników rwandyjskich jest wyzwaniem także i dla nas. Oni oddali swoje życie, aby ratować innych - kobiety, dzieci... Ale choć uratowani uniknęli bezpośredniego niebezpieczeństwa, życie wielu z nich jest wciąż zagrożone. Może nie grozi im już zabójstwo, ale wciąż czyhają na nich głód, choroby, niewyobrażalna nędza... Również i my, czerpiąc przykład i natchnienie z postawy męczenników, możemy i winniśmy ratować zagrożone życie. Nie musimy przelewać swej krwi. Wystarczy trochę wyrzeczenia, zmiana stylu życia, ofiarowanie im części swojej własności, swego czasu, nieco pracy dla nich... Możliwości jest wiele. Nie musimy umierać. Żyjmy jednak tak, by i inni żyć mogli.
Opracowano na podstawie świadectw misjonarzy z Rwandy
|