MY A TRZECI ŚWIAT Pismo gdańskiego ośrodka Ruchu Solidarności z Ubogimi Trzeciego Świata MAITRI |
|
Nr 1 (55), styczeń-luty 2002 |
POMAGAJĄC BOGATYM, KRZYWDZĄC BIEDNYCH Sebastian Mallaby w swym artykule w The Washington Post z 5.11.2001 analizuje przyczyny niekorzystnego wizerunku Amerykanów i USA w oczach najbiedniejszych narodów. Oto najważniejsze myśli.
Około 2,8 miliarda ludzi na świecie musi przeżyć najwyżej za 2 dolary dziennie. Tymczasem kraje bogate wmawiają im, że jeśli będą ciężko pracować, to wydźwigną się ze swego ubóstwa. Następnie ustanawiają jeszcze większe cła importowe właśnie na produkty, które wytwarzają głównie ludzie ubodzy - na płody rolne i mało przetworzone wyroby przemysłowe.
Według Banku Światowego z powodu tej dyskryminacji przeciętny robotnik Trzeciego Świata musi płacić prawie dwa razy większe cło, niż robotnik z kraju rozwiniętego. To tak, jakby amerykańskiego robotnika o minimalnym wynagrodzeniu zmuszać do płacenia podwójnych podatków.
Największą słabo wyspecjalizowaną gałęzią przemysłu jest produkcja tekstyliów. Kraje bogate przy ich imporcie nie tylko narzucają cło, ale także ustalają kwoty importowe - dopuszczalne ilości sprowadzanych tkanin. Jeśli Sam Walton sprzedaje dużo w Ameryce, staje się bohaterem amerykańskim. Natomiast jeśli pakistańska fabryka koszul sprzedaje dużo w Ameryce, jest to nielegalne.
Najbiedniejsi rolnicy na świecie, którzy cierpią z powodu braku nasion, narzędzi i leków na malarię, nie mogą liczyć na zbyt duże wsparcie ze strony swego rządu. Natomiast w krajach bogatych rząd, z uśmiechem na ustach, wypłaca dotacje dla rolnictwa w wys. ok. 1 mld dolarów dziennie. Te pieniądze przeznaczone są dla rolników, którzy nie muszą walczyć z malarią, a jedynie spokojnie uprawiają ziemię. Według Banku Światowego wsparcie dla rolników w krajach rozwiniętych jest 6 razy większe od całej pomocy przeznaczonej na rozwój krajów ubogich.
Przy tym dotacje dla bogatych godzą w najbiedniejszych. Rolnicy, którzy otrzymują dodatkowe pieniądze na rozwój własnego gospodarstwa, produkują więcej żywności po niższych kosztach, co przyczynia się do spadku cen na rynku. Tracą na tym rolnicy z krajów Trzeciego Świata, którzy wciąż produkują tę samą ilość żywności, a muszą ją sprzedawać po niższych cenach. Dodatkowo nadprodukcja pszenicy w wielu europejskich gospodarstwach rolnych, których połowa dochodu pochodzi z dotacji, zmniejsza możliwości eksportu i konkurencji dla krajów słabiej rozwiniętych. Przykładem jest Argentyna, która m.in. z powodu ograniczeń eksportu do krajów bogatych i związanego z tym spadku zysków nie jest w stanie spłacić swych ogromnych długów zagranicznych.
Celem dotacji bogatych rządów jest zwiększenie krajowej produkcji żywności. Taka polityka wymusza na farmerach większe zużycie nawozów sztucznych, co powoduje degradację środowiska i o ok. 20% zwiększa zawartość gazów cieplarnianych w atmosferze. Jednocześnie te same rządy twierdzą, że nie mogą zwiększyć wymiany handlowej z krajami Trzeciego Świata, gdyż nie szanują one i nie chronią środowiska.
Według Banku Światowego pełna liberalizacja handlu mogłaby spowodować wzrost rocznego dochodu krajów rozwijających się o 200-500 mld dolarów. Byłoby to znacznie więcej, niż trzeba na opłacenie powszechnego nauczania na poziomie podstawowym (wg. UNICEF trzeba 9 mld dolarów rocznie). Starczyłoby też na rozwiązanie innych palących problemów. Niestety, w krajach bogatych nie to jest najważniejsze. Przywódcy wygłaszają wzruszające przemowy na temat ochrony i wsparcia rodzinnych gospodarstw rolnych, jakby pozostawienie symbolicznych reliktów ery przedindustrialnej mogło usprawiedliwić fakt, iż Afrykańczycy wciąż skazani są na przedindustrialną nędzę.
Według Banku Światowego wymyślona przez bogate kraje zasada własności intelektualnej sprawia, iż ubodzy muszą corocznie płacić 20 mld dolarów właścicielom patentów z krajów rozwiniętych. Prawo własności intelektualnej jest użyteczne i sprawdza się w sytuacji, gdy dane państwo jest na tyle bogate, że stać je na zakup patentów najnowszych wynalazków, a także gdy państwo chce dodatkowo zmobilizować swych naukowców do pracy nad nowymi udoskonaleniami. Jednak prawo to krzywdzi kraje ubogie, które chcą jedynie kupić już istniejące technologie, na które je nie stać.
Oczywiście kraje biedne mogą zrobić wiele, aby pomóc samym sobie. Mogą zmniejszyć korupcję, przestać budować pałace, a nawet zrezygnować z niektórych własnych ograniczeń handlowych. Ale obecny zastój ich gospodarki jest w pewnym stopniu wynikiem istniejącej nędzy, co je po części usprawiedliwia. Tymczasem krótkowzroczność krajów bogatych nie może być usprawiedliwiona.
Mieszkańcy krajów bogatych cieszą się z korzystnej dla nich polityki celnej, która jednak powoduje straty i ubożenie krajów biednych. Trudno potem się dziwić, że globalizacja i potęga amerykańska budzą tak wiele gniewu i nienawiści. Po 11 września Amerykanie mówią: „Musimy wygrać wojnę serc i umysłów - szczególnie wśród narodów muzułmańskich, ale także w światowej opinii publicznej”. Ale jeszcze nie wszyscy rozumieją, co to ma oznaczać i co się z tym wiąże. Kongres ustala nowe programy pomocy zagranicznej, oferując jednak własnym rolnikom więcej, aniżeli miliardom najbiedniejszych ludzi na świecie. Przeciwstawia się również np. otwarciu rynku amerykańskiego na produkty tekstylne pochodzące z Pakistanu, który jest sprzymierzeńcem Amerykanów, a w którym tysiące ludzi traci pracę z powodu niepewnej sytuacji związanej z wojną w Afganistanie.
Tłumaczyła Dorota Mikos |
|
[Spis treści numeru, który czytasz] |