MY A TRZECI ŚWIAT Pismo gdańskiego ośrodka Ruchu Solidarności z Ubogimi Trzeciego Świata MAITRI |
|
Nr 4 (58), maj 2002 |
CIERPLIWOŚĆ JEST KONIECZNA Cz. III wywiadu z S. Pauliną Megier, która pośredniczy w naszej pomocy dla kameruńskich kleryków. W. i M.: Jaka jest mentalność tamtego społeczeństwa?
S. Paulina: Kiedy w Warszawie przygotowywałam się do wyjazdu na misje, pamiętam, że wciąż nam wbijali do głowy: „Jak nie macie cierpliwości, nie wyjeżdżajcie”. O tym mówili codziennie: „cierpliwość, cierpliwość...” Jest to święta racja. Gdyby nie miało się cierpliwości, nie ma po co wyjeżdżać. Bo oni mają na wszystko czas, a my chcielibyśmy wszystko mieć punktualnie z zegarkiem i życie zorganizowane. Inna mentalność. W. i M.: Czym ona się różni oprócz tego?
S. Paulina: Trudno mi powiedzieć. Oni do końca nie zrozumieją nas, a my nie zrozumiemy ich. Nieraz zastanawiamy się, dlaczego oni tak myślą. Tacy już są. Nie wiem, jak to powiedzieć, ale są zupełnie inni. My jesteśmy bardziej zorganizowani, uporządkowani. Oni żyją naturą. Dla nich wszystko jest normalne, nie ma problemów. Z jednej strony nieraz sobie mówimy: „Dobrze im, nie przejmują się...” Przyjdzie powódź, zabierze dom, to wezmą swój tobołek na głowę i idą. Budują dom na nowo, nie denerwują się. Cóż, nie było tego wiele. W. i M.: Niedawno zadano nam pytanie, po co my się tymi dzikusami zajmujemy. Widziała tam siostra dzikusów? Bo ja widziałem u nas pod kościołem, jak dary przywozili w czasie stanu wojennego. Ale czy są też w Afryce?
S. Paulina: Nie, to są ludzie. Wydaje mi się, że Afrykańczyk jest bardzo wrażliwym i delikatnym człowiekiem. Nieraz musimy się zastanawiać, w jaki sposób mu coś przedstawić, żeby on to zrozumiał i żeby go to nie uraziło. Z białym można porozmawiać bardziej bezpośrednio. Tu trzeba nieraz dokładnie przemyśleć, czy można mu coś przedstawić tak, czy lepiej inaczej. Tym bardziej, gdy mu coś powie biały, wówczas on to bierze pod lupę: Co on myślał? Co chciał przez to powiedzieć? Są tak bardzo wrażliwi i to się daje bardzo zauważyć. Oni uczą się na historii, że biali ich wykorzystywali, że byli niewolnikami - i to w nich tkwi. Dzieci w szkole uczą się, co biali im zrobili. I teraz, chociaż tu jest inny biały, siostra czy ksiądz, i czyni mu dobro, on wszystko bierze pod lupę. Księża muszą bardzo przemyśleć homilie. Nie zawsze mogą dosłownie przekazać, co Chrystus powiedział w Ewangelii, przytoczyć wprost Jego słowa. Np. Chrystus mówi o wilkach w owczarni. Zaraz zadadzą sobie pytanie: Kto jest tym wilkiem? My jesteśmy wilkami? Trzeba wiele przemyśleć, żeby to do nich dotarło, żeby zrozumieli, że to naprawdę z miłością, dla ich dobra, a nie żeby ich wykorzystać czy poniżyć. Trzeba do nich mówić tak, żeby ich nie urazić. Nieraz myślę sobie „Co go mogło urazić?” A on sobie pomyślał: „To miało być przeciwko mnie”.
Może słyszeliście w maju 2001 o zabiciu naszego misjonarza, ojca Henryka? Byłam z nim 4 lata. Był moim proboszczem w Tchollire, potem był w Karma. Komuś zależało tylko na nim. Nic nie zginęło, choć misja była otwarta, samochód otwarty, tylko on został zabity strzałem jak na słonia. Jeden pocisk, dziesięć kul, dwie czy trzy wyszły na zewnątrz, reszta została w środku. Wszyscy się dziwili: Ojciec Henryk? Niemożliwe! Słowem ani czynem nie zranił, nic złego nie powiedział, serce na dłoni... Wystarczyło, że w szkole podstawowej, gdzie był przełożonym, musiał zwolnić świeckiego dyrektora. Od kilkunastu lat widział, że on kradł. W końcu to przekroczyło wszelkie granice i ojciec powiedział, że nie może go trzymać jako dyrektora szkoły misyjnej. A on się zemścił. W. i M.: Czy jest coś szczególnego, co odróżnia życie w Kamerunie od naszego?
S. Paulina: W Kamerunie wciąż jest huk i hałas. Nie ma dnia, nie ma nocy, żeby nie było jakiegoś hałasu. Jak jest cicho, to słyszysz tam-tamy, bo ktoś zmarł. Gdy umrze poganin, całą noc tańczą i grają na tam-tamach. Może dlatego mówią, że to jest dziki naród, bo tam cały czas coś się dzieje.
Pamiętam jak byłam dwa lata temu w Rzymie, na rocznej odnowie po dziesięciu latach pracy. Mówiłam sobie: „Boże, gdzie ja jestem? Chyba w przedsionku nieba”. Po tych dziesięciu latach nie mogłam uwierzyć, że jest taki świat. Przeznaczyłam sobie czas na spokój. Bo tam czy święto, czy niedziela, nie ma spokoju, nie można sobie usiąść, bo już gdzieś klaszczą, gdzieś tańczą, śpiewają, już gdzieś coś się dzieje. A jak pięknie przygotują nieraz Mszę św., czy choćby dary ofiarne - szczególnie w święta... Właśnie w taki sposób potrafią przedstawiać swoją radość. Nie mają wielkiego dobytku, ale to, co mają, potrafią ofiarować. Szczególnie przy okazji świąt czy w uroczystych okolicznościach. Mają swój sposób bycia, zupełnie inny od naszego.
Przeczytaj pozostałe odcinki wywiadu:
|
|
[Spis treści numeru, który czytasz] |