MY A TRZECI ŚWIAT Pismo gdańskiego ośrodka Ruchu Solidarności z Ubogimi Trzeciego Świata MAITRI |
|
Nr 6 (60), lipiec 2002 |
WIERZĄ W BOGA, ALE... MAJĄ SWOJE BOŻKI Cz. V wywiadu z S. Pauliną Megier z Kamerunu, która pośredniczy w naszej pomocy dla kameruńskich kleryków. W. i M.: Jakie są największe problemy zdrowotne w Kamerunie?
S. Paulina: Najczęstsze są robaczyce, a najbardziej zarobaczone są dzieci. Gdy ktoś przychodzi do ośrodka, zwykle pierwsze badanie robi się na robaki. Ma je każdy. Bardzo rozpowszechniona jest też malaria. Dużo jest przypadków śmiertelnych. Słabszy organizm malaria może położyć w ciągu godziny. Podskoczy temperatura, przyjdzie biegunka i chory umiera, jeśli nie ma w domu żadnych leków. AIDS już niestety też jest. W jednej z naszych misji, gdzie jest cementownia i więcej urzędników, już połowa wioski ma AIDS. Bardzo się rozprzestrzenia. Dociera i do małych wioseczek, gdyż młodzież ucieka do miasta, nie chce zostać na miejscu. Po jakimś czasie widzą, że tam pieniądze nie spadają z nieba. Wracają i zarażają całą wioskę. Dziesięć lat temu w Mandama nikt nie wiedział jeszcze o AIDS. Teraz są już chore całe rodziny. W. i M.: Jest tam poligamia...
S. Paulina: To jest dla nas największy problem w ewangelizacji. Jesteśmy otoczeni muzułmanami, a każdy muzułmanin zgodnie z prawem może posiadać cztery żony. Poganin w zależności od bogactwa może mieć ich kilkadziesiąt. Znam szefa muzułmańskiego terenu w Tchollire. Sam nie jest muzułmaninem. Ma ponad 90 żon. On jest panem. Dzieci i żony nie znają się między sobą. Gdy bierze jakąś żonę, to ona pracuje dla niego. W. i M.: Czy są jeszcze inne przeszkody w ewangelizacji?
S. Paulina: Poganie wiedzą że jest Ktoś najwyższy, ale poza tym mają swoje bożki i te bożki są u nich tak zakorzenione, że trudno im uwierzyć w Boga i porzucić je. Bożek był przedstawiony w jakiejś rzeczy i jest to dla nich coś namacalnego. Jeżeli ktoś w rodzinie jest chory, idą do czarownika, on odprawia jakieś czary, wiesza choremu na szyję amulet zwany gri-gri, który ma bronić przed złymi siłami, i mówi, że to jest lekarstwo. Oni wierzą, że to ich uchroni od choroby czy ją wyleczy. Jest to tak zakorzenione, że gdy np. nasi chrześcijanie mówią o całkowitym zaufaniu do Boga i powierzeniu wszystkiego Jemu, to oni mówią: „tak, oczywiście”, ale jest to dla nich coś niepojętego, bo oni tego nie widzą. Mężczyźni nam mówią: „Spójrzcie, siostry, na włosy kobiet. One mówią, że wierzą w Boga, ale mają we włosach pochowane różne amulety, albo zawiązane z kluczem, przy spódniczce, i wierzą, że to im pomoże.” Poszła taka do czarownika, musiała przyprowadzić coś z bydła czy zapłacić fortunę, on wykonał jakieś gesty, które ona widziała. U nich bardzo liczą się te gesty - coś się robi, coś się dzieje... i w to wierzą. A nie widzą cudów Bożych, nie widzą, jak On działa. Trudno im to pojąć i przyjąć, bo to jest niewidzialne. Nie mają takiej wiary, by całkowicie oddać się Bogu. To jest tak silne, że ludzie ochrzczeni już przed trzydziestu laty mają wciąż amulety pochowane w domu, we włosach czy jeszcze gdzie indziej, bo to odziedziczyli po przodkach i znają od dzieciństwa. Chociaż taka kobieta była ochrzczona będąc małą dziewczynką, ale rodzice, dziadkowie i pradziadkowie tkwili w tym. To pozostało w domu i przechodzi z pokolenia na pokolenie. Tak było w ich zwyczaju i to w nich zostało. W. i M.: Czy oprócz tych talizmanów spotkała się Siostra z innymi przesądami?
S. Paulina: Mają przesądy jeszcze większe, niż u nas. To, co u nas jest całkiem normalne, u nich może być przesądem. Nie mogę np. powiedzieć komuś czegoś o przyszłości, bo on to weźmie poważnie, np. „niech cię licho weźmie” albo coś podobnego. Oni w to od razu uwierzą i... to się stanie. A jeszcze jak powiedzieć coś w złości, wówczas są przekonani, że to na pewno się stanie. Wówczas mogą przyjść i odwdzięczyć się, nawet zamordować: „Jeżeli powiedziałeś, że tak mi się stanie, to musisz zginąć pierwszy”.
Przeczytaj pozostałe odcinki wywiadu:
|
|
[Spis treści numeru, który czytasz] |