MY A TRZECI ŚWIAT Pismo gdańskiego ośrodka Ruchu Solidarności z Ubogimi Trzeciego Świata MAITRI |
|
Nr 1 (74), styczeń-luty 2004 |
PROROKINI ZNAD GANGESU Matka Teresa z Kalkuty inspirowała nasz Ruch od początku jego istnienia. Gdy zmarła, obraliśmy ją na patronkę. Spróbujmy dziś na nią spojrzeć tak, jak się patrzy na proroka. Choć Matka działała w stu krajach, odbieramy ją jako osobę związaną z Indiami. Wynika to zapewne z tego, że tam miało miejsce jej spotkanie z Jezusem przy powtórnym powołaniu i tam był i jest Dom Matki. Dlatego też jej proroctwo odbieramy jako proroctwo płynące do nas z Kalkuty, znad Gangesu. Powołanie
Powołanie Teresy kształtowało się w pełnym ciepła domu. O wyjątkowości jej wychowania możemy się przekonać, zadając sobie choćby jedno pytanie: kto z nas, czytających te słowa, był w dzieciństwie prowadzany przez własną matkę za rękę do innych domów, by nieść pomoc potrzebującym? A mała Teresa otrzymała ten rzadki dar. Ze znanych nam doniesień, a przede wszystkim ze wspomnień samej Matki Teresy wiemy, że jej dom rodzinny był wypełniony wewnętrzną harmonią modlitwy, pracy i wzajemnych dobrych relacji. W harmonię tę wtargnął dramat tragicznej śmierci ojca. Teresa miała wtedy 8 lat. Śmierć ojca zachwiała dobrobytem rodziny, ale jej harmonii nie zniszczyła.
Teresa wzrastała w regionie pełnym różnorodności. Obok siebie współżyły tam różne odłamy chrześcijaństwa i różne religie. Przygotowało to w niej umiejętność dostrzegania i szanowania różnorodności w ludzkim tyglu, jakim są Indie i cały współczesny świat. Ta umiejętność w niczym nie przeszkadzała w zachowaniu pozytywnej pewności własnych przekonań.
Gdy śledziłem życiorys Teresy, zdumiewała mnie jej niezwykła dojrzałość na każdym etapie życia. Pierwszą Komunię otrzymała w wieku 5 i pół roku, bierzmowanie w wieku 6 lat. Jako osiemnastoletnia zakonnica płynąc do Indii pisze o sobie:
...Żelazny krzyż ściskany w dłoni
wyciska w niej pragnienie zbawienia,
a duch ochoczy radośnie przyjmuje kielich,
któremu się poświeciła.
Przyjmij, Panie, to, co ci ofiaruję,
na przypieczętowanie miłości, którą Ci przyrzekłam.
Pomagaj swojemu stworzeniu, Stworzycielu,
a ja sprawię, że Ty będziesz chwalony...
Któż z nas osiągnął tak wcześnie podobną dojrzałość? Któż z nas tak rozmawia z Bogiem? Gdyby nie przebieg późniejszych wydarzeń, można by uznać te słowa za wytwór młodzieńczej fantazji. A jednak wszystko, co się działo w jej życiu, było zbudowane na tym fundamencie. Jej bezpośrednia relacja z Jezusem prowadzi do powołania w powołaniu.
Niektórym wydaje się, że drugie powołanie było zaprzeczeniem pierwszego. A to był po prostu kolejny krok ku Bogu. Dopiero proces beatyfikacyjny wydobył na światło dzienne bezpośrednią interwencję Jezusa w tym przełomowym wydarzeniu życia siostry Teresy. W jakimś sensie każdy nasz kolejny krok jest jakby zaprzeczeniem poprzedniego, bo wybiega dalej. Przy okazji: to jest też dla nas wskazówka, jak mamy myśleć o tych, którzy odchodzą z naszych grup. To przecież nie zawsze jest dezercja, to często jest kolejny krok w stronę Boga. My nie musimy się na tym poznać. Nie słowami, lecz przykładem
Czy Matka Teresa była prorokinią? A jeśli tak, to na czym jej proroctwo polegało? Czy Matka Teresa powiedziała coś nowego, coś, czego świat nie znał? Jezus przyniósł dobrą nowinę, że Bóg jest Miłością, że Cię kocha. Bóg kocha mnie. Bóg stworzył ciebie i mnie do większych rzeczy... - wydaje się, że całe posłannictwo zawiera się w tych kilku jej zdaniach, które przecież niosą dobrze znane treści. Jak więc to się stało, że wniosła ona w ten świat tyle pozytywnego zamieszania? Czyżby świat potrzebował, żeby te słowa wypowiadane były wciąż na nowo?
Św. Paweł pisze do Koryntian, że „ten, kto prorokuje, mówi ku zbudowaniu ludzi, ku ich pokrzepieniu i pociesze” i „buduje Kościół” (l Kor 14, 3-4). Niewątpliwie takie słowa mogę odnieść do bardzo wielu znanych mi osób. Na szczęście wciąż nie brakuje wśród nas tych, którzy wnoszą w nasze życie ciepło pocieszenia i jego pokrzepiającą siłą podtrzymują w nas nadzieję Nowego Przymierza. Różnica polega na tym, że proroctwo Matki rozeszło się po całym świecie z niespotykaną siłą, dotykając serc wielu milionów ludzi i stając się przyczyną zmiany stylu ich życia. To dotyczy również nas.
Siłą tego prorokowania było nieskrywane przeświadczenie, że sam Chrystus, że Bóg potrzebuje naszej miłości. Mam świadomość, że zarówno ja sam, jak i wielu moich przyjaciół, karmiliśmy się i karmimy tym przeświadczeniem. Zostaliśmy zarażeni wezwaniem Matki: „Zróbmy razem coś pięknego dla Boga”. Dla wielu z nas to była i jest nadal siła napędowa życia. Przez całe lata. Nie można się też dopatrzyć innej motywacji w zaangażowaniu tysięcy sióstr i setek tysięcy ich bezpośrednich współpracowników. Ta motywacja promieniuje na miliony innych osób, nasączając ich działanie tym samym duchem. Sprawą nadrzędną, którą głosiła Matka Teresa, było przypominanie, że Bóg pragnie człowieka. To Boże pragnienie, ukazane w słowach skierowanych do kobiety przy studni: „daj Mi pić” i powtarzane aż po ostatniej Jego chwili na krzyżu: „Pragnę!” - to właśnie przypominała nam Matka. Dzień po jej beatyfikacji w homilii wypowiedzianej w trakcie Mszy dziękczynnej kardynał J.S. Martins podsumował ten wymiar jej życia: „Jak sama mówiła o sobie, była misjonarką, posłańcem Bożej miłości i ambasadorem Jego pokoju. Pragnęła, żeby ludzie, o których się troszczyła, doświadczyli delikatnej miłości Boga. Jej czułą dłoń, jej szeroko otwarte ramiona, jej jasny uśmiech, jej serdeczne gesty, wszystko to niosło przesłanie: «Jesteś kochany, jesteś akceptowany. Jest ktoś, kto się o ciebie troszczy.» Przekonywająca moc miłości Matki Teresy zdobywała serca.”
Ten spośród nas, kto nie stał z boku, może zadać sobie to pytanie: Dlaczego jej słuchałem? O sobie mogę powiedzieć, że było we mnie coś, co czekało na jej słowa, zapisane było wcześniej w moim sercu i jakby czekało na otwarcie. A jak było w Twoim przypadku? Jaka jest relacja pomiędzy prorokiem a jego odbiorcami? W jaki sposób tworzy się niewidzialna nić porozumienia, która z czasem nabiera duchowego kształtu w sercu i fizycznego kształtu w tworzonym dziele? Obserwując swoje własne losy oraz reakcje moich przyjaciół, mogę powiedzieć, że Matka Teresa była twórczynią i zarazem przywódczynią wielkiego państwa cywilizacji miłości. W tym państwie relacja pomiędzy nią i szeregowymi obywatelami polegała na bezinteresownym podporządkowaniu się naszej potrzebie miłości, którą ona czytelnie formułowała. Przypuszczam, że ten sam mechanizm działał w milionach jej naśladowców. Nie ma w nim nic ze ślepego posłuszeństwa lub powielania. Porównałbym go raczej do wyzwolenia eksplozji wewnętrznego oczekiwania na coś, co się powinno zdarzyć w naszym życiu - coś bardzo dobrego. Nasłuchiwanie Matki Teresy było i jest dla nas kontynuacją rozmowy Jezusa przy studni. To Jego „Daj Mi pić” dotarło do każdego z nas dopiero poprzez słowa i postawę Matki. Nie potrafię wytłumaczyć, dlaczego tyle innych osób nie potrafiło mnie skutecznie przekonać do wsłuchania się w „pragnienie” Boga. Mogę tylko stwierdzić, że to właśnie ona i jej siostry, ich prace i słowa sprawiły, że „pragnienie” Jezusa nabrało dla mnie realnego i porywającego kształtu. Każdy z Was może tu opowiedzieć swoją historię. C.d.n.
Jacek Wójcik Przeczytaj drugą część artykułu. |
|||
[Spis treści numeru, który czytasz] |