Znak Ruchu Maitri
MY A TRZECI ŚWIAT
Pismo gdańskiego ośrodka
Ruchu Solidarności z Ubogimi Trzeciego Świata MAITRI
Nr 4 (77), lipiec-sierpień 2004

HANDEL ORGANAMI LUDZKIMI cz. II

Indie od lat znane są jako "rezerwuar nerek" czy "wielki bazar organów". Dzięki niskim kosztom i niemal natychmiastowej dostępności kraj ten stał się jednym z największych ośrodków przeszczepów nerek na świecie.
Powstanie rynku narządów
W latach 1970-tych, gdy opracowano leki, pozwalające kontrolować odrzucanie przeszczepów przez organizm, powstał wielki przemysł transplantacyjny. W Indiach przeszczepy nerek stały się powszechne na początku lat 80-tych, kiedy Cyclosporine, silny lek blokujący odrzucanie przeszczepów, stał się tam dostępny. Jego zastosowanie łącznie z nowymi technikami chirurgicznymi zwiększyło ilość transplantacji. Przyczynił się do tego także ogromny wzrost skuteczności operacji, brak prawnych regulacji medycznych w Indiach i atmosfera "swobodnej etyki medycznej". Zapotrzebowanie na nerki ze strony bogatych, ale zdesperowanych ludzi, zależnych od dializy, rosło. Dostępność nerek była o wiele mniejsza, niż zapotrzebowanie. Równocześnie miliony najbiedniejszych w Indiach żyło w skrajnej nędzy. W rezultacie ofiary ubóstwa - ludzie pozbawieni nadziei - albo sprzedawali swe nerki, by zdobyć środki na wydanie córki, zbudowanie małego domku czy po prostu by nakarmić swe rodziny, byli oszukiwani i oddawali swe nerki nieświadomie lub za bardzo niewielkie wynagrodzenie. Technologia medyczna, rozwijana, by ratować ludzkie życie, była nadużywana tak dalece, że niekiedy kończyło się to śmiercią niewinnych ludzi.
Dzięki naiwności i desperacji ubogich nerki stały się w Indiach łatwo dostępne. Niskie koszty i powstanie czarnego rynku, który zaspokaja potrzeby nabywców z całego świata, pozwala wielu bogatym Hinddusom i cudzoziemcom czerpać korzyści z handlu nerkami.
Sam pomysł handlu organami ludzkimi wielu ludzim wydaje się horrorem. Ale dla części najbiedniejszych w krajach ubogich, zwłaszcza w Indiach, gdzie setki milionów ludzi żyje w nędzy i gdzie mieszka połowa głodujących świata, sprzedaż organu dla pieniądzy może wydawać się szansą na wyjście z ubóstwa. Przyjrzyjmy się bliżej obu stronom medalu.
Długie oczekiwanie
Amber O'Brien jest 11-letnią dziewczynką z Londynu. Od piątego roku życia jej nerka była niewydolna i po roku oczekiwania przeszła nieudaną transplantację nerki. Z powodu słabego zdrowia Amber została wykreślona z listy oczekujących na operację. Matce Amber powiedziano, że może nigdy nie być w dość dobrej formie, by wrócić na listę.
Określenie "lista oczekujących" może być mylące, gdyż można nigdy nie dostać nerki, jeśli nie znajdzie się odpowiedni dawca. Na liście są tylko chorzy uważani za zdolnych do przeżycia operacji. Można być z niej usuniętym w dowolnym czasie. Jeżeli ktoś nie jest na liście, nie może legalnie uzyskać nerki. Przy przydzielaniu organu bierze się pod uwagę wiele czynników, jak wiek, ogólny stan zdrowia, rodzaj organu, długość oczekiwania itp., na podstawie których zapada decyzja. Dzieci mają pierwszeństwo ze względu na szkodliwosć dializy dla ich wzrostu i rozwoju.
Matka Amber zdaje sobie sprawę, że bez przeszczepu dziewczynka może w najlepszym wypadku dożyć 25 lat. Mówiono jej też, że Amber nigdy nie będzie mogła mieć dzieci. Nie wydaje się, by Amber się tym specjalnie martwiła, ale jej matka wie, że gdy będzie starsza, będzie ją to głęboko bolało.
Brak alternatywy
Szybki postęp w nauce i technologii medycznej sprawił, że przeszczepianie organów, zwłaszcza nerek, stało się zabiegiem rutynowym, przeprowadzanym w szpitalach na całym świecie. Ilość pacjentów, którzy przeżyją pięć lat od dokonania przeszczepu, osiąga 70%, dzięki czemu gwałtownie rośnie zapotrzebowanie na dawców organów. Niestety, dla wielu chorych na całym świecie nie ma nadziei na przeszczep, który mógłby uratować ich życie, z powodu zbyt małej ilości narządów.
W Europie i Ameryce podaż organów od zmarłych, ale szczególnie od żywych dawców, jest bardzo ograniczona i ściśle kontrolowana. Obecnie w samej tylko Europie zachodniej 120 tys. pacjentów jest stale poddawana dializie, a blisko 40 tys. pacjentów jest na listach oczekujących na przeszczep nerki. 15 do 30% pacjentów umiera w czesie oczekiwania na skutek chronicznego braku organów. Oczekiwanie na przeszczep trwa obecnie w Europie przeciętnie trzy lata i wzrośnie w roku 2010 do niemal dziesięciu lat.
W samej Wielkiej Brytanii obecnie ponad 19.500 pacjentów z niewydolnymi nerkami walczy o życie na dializie. Stan 5 tys. pacjentów uważa się za odpowiedni do przeszczepu i są aktualnie na liście oczekujących na nerkę.
Przed pięciu laty czas oczekiwania dla dorosłych z Kaukazu wynosił 506 dni. Ze względu na brak odpowiednich organów czas oczekiwania wydłużył się dla członków tej mniejszości etnicznej do czterech lat. Jednakże lista oczekujących rosła z roku na rok, tak że do dziś niektóre osoby czekają aż 10 lat.
W USA na liście oczekujących na przeszczep jest ponad 80 tys. osób. Niestety, w czasie oczekiwania codziennie umiera 17 osób.
Także w Polsce liczba zabiegów jest znacznie mniejsza niż potrzeby. Zapotrzebowanie na przeszczepy na milion ludności wynosi dla nerek od 60 do 80, dla wątroby od 12 do 16, a dla serca około 10. Lista oczekujących na przeszczepy jest prowadzona w Instytucie Transplantologii. Aktualnie na przeszczep nerki oczekuje ponad 1800 chorych, w tym stale oczekuje ok. 150-200 dzieci. Czas oczekiwania wynosi obecnie ok. 2-2,5 lat, co w przypadku dzieci przyczynia się do pogorszenia ich ogólnego stanu zdrowia, a także nieodwracalnie zaburza ich rozwój fizyczny.
Pacjenci oczekający na przeszczep wiedzą, że ich szansa śmierci codziennie rośnie, odpowiednio do zmęczenia przez dializę ich najważniejszych organów. Boją się, że zanim nerka będzie dostępna, może zawieść nawet ich serce. Więc co robią? Co ty byś zrobił?
Mogę zapłacić i wyjechać
Większość pocjentów ufa, że system przydziału nerek w końcu znajdzie dla nich odpowiednią nerkę i są gotowi spędzić większą część z pozostałego im życia na dializach. Jednak coraz większa ilość ludzi nie chce czekać. Dochodzą do wniosku, że prawdopodobieństwo śmierci, gdy jest się na liście oczekujących, jest zbyt wielka, i wybiera alternatywę czarnego rynku. Często są w pełni świadomi ryzyka wyjazdu za granicę, ale wolą wybrać tę szansę, niż żyć na dializach. 66-letni Donald Coloff z Anglii czekał na przeszczep ponad dwa lata. System przydziału nerek go rozczarował, rozważał więc możliwość wyjazdu zagranicznego: "Jestem szczęśliwy, że mogę zapłacić i wyjechać. Jeśli ktoś chce sprzedać nerkę, nie widzę w zakupie niczego niewłaściwiego."
Donald, jak wielu oczekających na nerkę mieszkańców Zachodu, jest gotów zapłacić każdą cenę w granicach swych możliwości. Jeśli zaciągnie kredyt hipoteczny pod zastaw domu, może mieć 100 tys. dolarów.
"Słuszna cena"
Na najczarniejszym z czarnych rynków najwięcej zarabiają maklerzy. Za wielką opłatą starają się dobrać pacjentowi odpowiedniego dawcę, organizują też transport i załatwiają chirurga do przeprowadzenia operacji.
Ceny są różne. W Indiach, Pakistanie, Turcji czy Egipcie płaci się do 16 tys. dolarów, w Niemczech czy RPA - około 130 tys. Najdroższym krajem w handlu organami ludzkimi są Stany Zjednoczone, gdzie opłaty medyczne i dla "koordynatora przeszczepów" mogą przekraczać 160 tys. dolarów.
Niewielkie możliwości wyboru
Kumar urodził się w ubogiej rodzinie w wiejskim regionie Indii. Porzucony w wieku pięciu lat, walczył o przetrwanie w Otteri, dzielnicy slusów indyjskiego miasta Chennai. Mimo trudnych początków poradził sobie. Ożenił się z Chandrą i mieszka z trojgiem dzieci w małym pokoju w Otteri. Kumar i Chandra zarabiali, wybierając z odpadków butelki plastykowe, które sprzedawali jako surowiec wtórny, skromnie utrzymując swoją rodzinę.
Problemy zaczęły się w chwili, gdy Kumar zdecydował się pożyczyć pieniądze na urządzenie tradycyjnej indyjskiej uroczystości, kiedy jego córka osiągnęła wiek stosowny do zawarcia małżeństwa. Wkrótce po uroczystości Kumar otrzymał złą wiadomość - zmarł jego ojciec. Aby pokryć koszt pogrzebu, Kumar musiał znów pożyczyć pieniądze.
Tymczasem olbrzymie odsetki spowodowały, że Kumar zaczął spóźniać się ze spłatami. Lichiwarz, obawiając się strat, zaczął codziennie odwiedzać dom Kumara, grożąc jemu i jego rodzinie. Kumar bał się o jej bezpieczeństwo.
Kumar słyszał o rosnącej liczbie ludzi z jego dzielnicy, którzy sprzedawali nerki. Zdecydował, że byłoby to najlepsze wyjście dla niego i jego rodziny. Dzień po operacji Kumara Chandra wzięła 55 tys. rupii (ok. 1.180 dolarów), które Kumar dostał za nerkę, i spłaciła wszystkie pożyczki. Rodzina chwilowo uwolniła się od problemów finansowych.
Jednak historia nie kończy się szczęśliwie, podobnie jak w 86% przypadków dawców nerek w Indiach. Kumar ma poważne problemy zdrowotne. Idzie do pracy tylko po to, by ją zaraz przerwać z powodu bólu i wymiotów. Jest on obecnie niezdolny do pracy i nie wie, co będzie robić. Okazuje się, że przeciętny dochód rodziny indyjskiej, której ojciec sprzedał nerkę, maleje po operacji o jedną trzecią, a liczba żyjących poniżej granicy ubóstwa rośnie.
Tragedie w Indiach
Kumar podją swą decyzję sam, choć nie do końca zdawał sobie sprawę z ryzyka. Ale bywają przypadki, gdy ludzie zostają pozbawieni swych narządów podstępem. Czterdziestoletni H.S. Jayaramu z trudem siedzi, nie mówiąc już o chodzeniu, po usunięciu jednej jego nerki pod pretekstem pobrania krwi w szpitalu na południu Indii. Mieszka on w chacie bez elektryczności w wiosce Holalu, ok. 120 km na południe od Bangalore, stolicy stanu Karnataka. Jayaramu jest jednym z 40 mieszkańców jego wioski, którzy padli ofiarą oszustwa i stracili nerkę w ramach kwitnącego handlu organami.
"Nie miałem o tym pojęcia - mówi Jayaramu. - Powiedzieli mi, że jak wezmę moją kartkę na żywność i oddam trochę krwi, dostanę trochę pieniędzy. Po operacji urzędnicy w szpitalu powiedzieli mi, że wzięto jedną z moich nerek. Nie wiedziałem, co to są nerki". Jayaramu otrzymał 20 tys. rupii (430 dolarów).
Ubodzy mieszkańcy wioski twierdzą, że większości z nich agenci obiecywali pieniądze za nerki. Gdy dochodziło do transakcji, agenci dostawali około 20 tys. rupii, podczas gdy dawcy płacono czasem zaledwie 10 tys. Tylko niektórzy z wieśniaków zdawali sobie sprawę z tego, na co się decydują. Przy tym konieczność spłacenia uciążliwych długów lub zapewnienia posagu córce utrudniała im rozsądną ocenę sytuacji.

Wojciech Zięba



Przeczytaj pozostałe części artykułu:
  • Część pierwsza
  • Część trzecia


  • [Spis treści numeru, który czytasz]
    [Skorowidz  tematyczny artykułów]
    [Adopcja Serca  - pomoc dla sierot]
    [Strona główna]      [Napisz do nas]