POLSKI PODRÓŻNIK O RWANDZIE cz. I
W odkryciu dla Europy "Kraju Tysiąca Wzgórz" mają też udział Polacy. Na pierwszym miejscu należy wymienić tu prof. Jana Czekanowskiego (1882-1965). Był on członkiem wyprawy naukowej zorganizowanej przez niemieckiego księcia Adolfa Fryderyka w r. 1907-1908. Opisał stosunki społeczne i polityczne w ówczesnej Rwandzie. Oto fragmenty jego Dziennika z rozdziału zatytułowanego "Organizacja społeczna".
W społeczności Rwandy można rozróżnić cztery klasy. Klasa uprzywilejowana składa się z urzędników królewskich. Należą do nich namiestnicy królewscy bagaragu oraz ich zastępcy ze swą świtą i dygnitarze dworu królewskiego. Namiestnicy nazywani również szefami zarządzają poszczególnymi regionami. Jednak nie wszyscy. Szef kuźni królewskiej nie posiada ziemi.
Pośród uprzywilejowanych szczególne miejsce zajmuje królewski klan banieginia i klan "matkikrólowej" bega. Ta klasa składa się wyłącznie z Tutsi. Pośród urzędników mniejszego znaczenia można znaleźć wielu Hutu, zwłaszcza w Bugoye (region w płn-zach. części Rwandy). Spotyka się też kurtyzany Hutu w Mulera i Bgisha (regiony na północy Rwandy zamieszkałe przez specyficzne klany). Dostojników królewskich ogólnie nazywa się batware.
Druga klasa, o mniejszym znaczeniu, składa się z wojowników ngabo. Są oni pod władzą szefa i podobnie jak on nie mają obowiązku uprawy ziemi. Zainstalowali się na ziemi, którą wykarczowali ich przodkowie. Pozostawali na niej, kiedy Tutsi opanowali Rwandę, a król uznaje ich pewną niezależność. Nie płacą też zwyczajowego podatku królowi. Ale zawsze muszą być gotowi do wojny. Na nich spada danina krwi. Poprzez nią wieśniacy biletwa mogą uzyskać pewną niezależność, przynajmniej w teorii.
Przynależność do ngabo jest dziedziczna i można być z niej usuniętym tylko karnie. Nie jest pewne, czy prości wieśniacy mogą być wyniesieni aż do kręgu ngabo. Ci, którzy przynależą do tego kręgu, noszą znak zwany kigomero. Jest to pierścień z drewna, służący do naciągania cięciwy łuku.
Liczebność wojowników ngabo nie jest równomierna. W środku kraju są mniej liczni i żyją w rozproszeniu pomiędzy zwykłymi mieszkańcami. Najliczniej zamieszkują tereny przygraniczne, a prawie całkowicie zamieszkują region Mulera.
Trzecia klasa tworzona jest przez wolnych wieśniaków biletwa. Nie posiadają jednak własnej ziemi, ale pracują dwa lub trzy dni w tygodniu na włościach szefa. Muszą także płacić podatek.
Czwarta klasa tworzona jest przez Batwa. Ich zajęcie to łowiectwo i lepienie glinianych garnków. Z nich także rekrutują się policjanci i kaci. Niektórzy z nich zajmują się także zamawianiem deszczu. Szef Songore, który zajmuje się na dworze królewskim torturowaniem, zapewne jest z plemienia Batwa.
W Rwandzie spotyka się także niewolników. Nie odgrywają oni żadnej roli społecznej ani politycznej. Niewolnicy to przede wszystkim kobiety baja, wymienione jako małe dzieci na żywność podczas okresów głodu. Nie mogłem znaleźć wyczerpujących informacji dotyczących chłopców wymienionych na żywność, ani jaką pozycję społeczną później zajmują.
Każdy region nawiedzany jest od czasu do czasu klęską nieurodzaju. Wtedy to zagrożone głodem rodziny wymieniają małe dzieci za żywność, a te stają się niewolnikami. Nie można powiedzieć jednak, aby sytuacja niewolników w Rwandzie była opłakana. Nigdzie nie słyszałem, aby mówiono o ich złym traktowaniu.
Podczas przemieszczania się dostojników królewskich lub ich gości, biletwa noszą zazwyczaj bagaże. Hutu z tej kategorii są ludźmi wolnymi. Mogą zmienić sobie pana, ale muszą się zrzec domu i własności, jaką posiadają. Nie mogą jednak swobodnie opuścić kraju. Granice królestwa strzeżone są przez batware, czuwają oni, aby ludzie nie opuszczali kraju.
Przynależność do niższej klasy nie daje przywilejów, można w niej jednak znośnie egzystować pod warunkiem, że zaspakaja się wymagania szefów. Tubylec nie może swobodnie porzucić swego domu ani pola. Zobowiązany jest do płacenia podatku oraz do utrzymywania podczas podróży namiestników królewskich.
W społeczeństwie prymitywnym i niezróżnicowanym możliwości nadużyć są ograniczone. Dopóki chodzi o świadczenia dla niewielkiej liczby dygnitarzy królewskich, nie wzbudza to sprzeciwu, nawet gdy ich apetyty są duże. Możliwości ucisku są niewielkie, dlatego istnieje baza równowagi społecznej bez żadnych specjalnych norm prawnych.
Walki wewnętrzne, które zawsze towarzyszą nieuporządkowanej władzy, gdzie wszystko zależy od mas ludności, są następnym czynnikiem ograniczającym despotyzm. Namiestnicy muszą się liczyć z wolą poddanych, w przeciwnym razie ryzykują, że ci ostatni ich opuszczą, a sami wpadną w ręce przeciwników. Mądrość polityczna dyktuje więc, aby nie być zbyt uciążliwym.
Utarczki i małe walki wewnętrzne w tych warunkach są naturalnym funkcjonowaniem władzy, jeśli tylko nie pociągają za sobą okrucieństwa i zemsty. Możliwość opuszczenia złego szefa łagodzi wyzysk i ogranicza władzę możnych. Źli szefowie są eliminowani przez to, iż zostają sami, wydani na łup przeciwników.
Układy te ulegają zmianie po przyjściu Europejczyków. Dawne normy, które formowały relacje i obalały słabych, zmuszając ich do emigracji, zostały zastąpione przez nowe, gdzie można się uciec do walki zbrojnej. Ponadto otwarcie się na handel i eksport daje możliwości eksploatacji poddanych w sposób dotąd nieznany.
Sytuację tubylców pogarszają normy prawne, które mimo humanitarnych sformułowań nie chronią ich tak, jak dawne prawo zwyczajowe, na którym zbudowana była organizacja państwa. Spotkać można wielu tubylców od Ussuwi do Kissaka, którzy uciekają od cywilizacji nazywanej ludzką i europejską. W tych nowych warunkach jedyna broń, jaka została w rękach poddanych, to ruina ekonomiczna szefa poprzez opuszczenie jego terenu.
Ciąg dalszy w następnym numerze.
Na podst. "Etudes Rwandaises"
Volume XIV. Numero special. Octobre 1980
Universite Nationale du Rwanda,
opracował ks. H. Cabała SAC
|