Znak Ruchu Maitri MY A TRZECI ŚWIAT
Pismo gdańskiego ośrodka
Ruchu Solidarności z Ubogimi Trzeciego Świata MAITRI
Nr 9 (38), grudzień 1999

ZBAWCA I PRZYJACIEL

Jezus Chrystus Król Przyjaźni
      O poświęceniu ikony Chrystusa Króla Przyjaźni wspominaliśmy w numerze październikowym w artykule "Nie odkładajmy miłości na jutro" (zdjęcie z poświęcenia) oraz w zakończeniu artykułu "Chwalę Was za to spotkanie". Wędruje ona do ośrodków Ruchu Maitri i do osób z nim w różny sposób związanych, które w Ruchu są lub były, które go wspierają swą modlitwą, wyrzeczeniem czy ofiarami. Może trafić do domu czy wspólnoty każdego z nas. O idei ikony pisze Jacek Wójcik z Warszawy, założyciel Ruchu Maitri i inicjator powstania ikony. Tekst powstał w ramach przygotowania do przyjęcia ikony w Gdańsku.

Cele powstania i wędrówki ikony
      Cieszę się ogromnie, że przygotowujecie się na przyjęcie ikony. Wiem, że uczestniczycie w licznych pracach na rzecz innych. A przecież każdy ma też i swoje codzienne obowiązki. Ciągle dzieją się też w Waszych rodzinach rzeczy wielkie, jak narodziny, ciężkie choroby i śmierć najbliższych. Dlatego dobrze by było, żeby obecność ikony nie zdezorganizowała toku Waszych codziennych prac i zajęć, ale by weszła ona w Wasze życie tak, jak jest w nim obecny Chrystus: z jednej strony niepostrzeżenie, a z drugiej tak, żeby wszystko obracało się wokół Niego.
      Ikona powstała jako votum na Jubileusz Chrześcijaństwa. Ma nam przypominać, że Bóg jest również właścicielem naszego czasu. W praktyce oznacza to, że byłoby wielkim szczęściem, gdyby na modlitwie przy ikonie mogli gromadzić się wszyscy uczestnicy ruchu ze wszystkich poprzednich lat i ci, którzy są w nim teraz. Ruch bowiem dzieje się w czasie i nie zamyka się tylko w chwili obecnej. Trzeba dołożyć starań, żeby przekonać do wspólnej modlitwy tych, którzy odeszli do innych wspólnot, których pochłonęły obowiązki rodzinne, a także tych wszystkich, którym po prostu nie starczyło sił, żeby wytrwać. Ruch to my wszyscy - dzisiaj i wczoraj. Ci, którzy zewnętrznie zrobili dużo i ci, którzy - wydaje się - zrobili niewiele. Podczas modlitwy przy ikonie możemy sobie uświadomić na nowo działanie Boga, który nas zgromadził i gromadzi nadal. Nie ma żadnych reguł, jak taka modlitwa może wyglądać.
      Dotychczas ikona wystawiana była w kościołach w czasie Mszy św., w prywatnych kaplicach, w mieszkaniach, u osób chorych - wszystko zależy od Was. Jest przystosowana do tego, żeby mogła wędrować. Ikona jest także votum na 25-lecie istnienia Ruchu, które będziemy obchodzić w przyszłym roku. Włączamy więc w nasze modlitwy przy niej wszystkich Dobrodziejów ruchu. W praktyce bywało tak, że ikona wędrowała do cel sióstr i pokoi księży. Odwiedziła też jednego biskupa w kurii. Każda forma jest dobra. Nie zapomnijmy o najstarszych naszych Dobrodziejach, którzy może są w domach rencistów. Niech ikona dotrze i do nich. Nie zapomnijmy o tych, którzy odeszli z ziemi, ale pozostali z nami w łączności. W czasie dotychczasowej wędrówki ikona skręcała również do najróżniejszych "nie-maitrowskich" wspólnot i klasztorów. Jeśli powstanie taka sytuacja, nie brońcie się przed nią. Oni mają z nami bardzo dużo wspólnego - wszyscy należymy do Chrystusa.
      Modlitwa przy ikonie może nas pojednać w sytuacjach, gdzie zachodzi taka potrzeba. Jest to kolejny cel jej powstania. Dlatego szczególnie módlcie się przy niej prosząc o światło w rozwiązywaniu problemów Ruchu zgodnie z oczekiwaniem Jezusa.
      Oryginał ikony od września 1998 r. przewędrował przez Niepokalanów, Warszawę, Kostomłoty, Bytom, Rudę Śląską i inne miejscowości tej okolicy, Opole, Wrocław, Rawę Mazowiecką, Lublin, Zamość i Toruń. Tam w czerwcu 1999 r. został ofiarowany Ojcu św. z podziękowaniem za encyklikę Fides et ratio, która zawiera wiele ważnych dla nas treści. Warto niektóre ze spotkań przy ikonie poświęcić na zrozumienie tego dokumentu. Szybko potem twórca oryginału, Leszek Zadrąg, namalował replikę ikony i ona właśnie znajdzie się wśród Was. Oryginał był poświęcony przez ks. Janusza Godzisza, proboszcza parafii, w której znalazła schronienie grupa warszawska. Replikę poświęcił w kaplicy Cudownego Obrazu ks. biskup Edward Samsel, który też pierwszy sformułował myśl o potrzebie przemyślenia teologii tej ikony.

Skąd wzięła się nazwa ikony
      Całe Pismo święte przesiąknięte jest treścią przyjaźni. Spróbujcie odnaleźć te fragmenty Pisma, które mówią o przyjaźni między Bogiem i człowiekiem. Spróbujcie znaleźć słowa o tej przyjaźni w liturgii mszalnej. Zobaczycie jak jest ich wiele. Jak wiele jest modlitw, które mówią o przyjaźni! Ile jest wierszy religijnych, które przyjaźń opiewają. Ikonie towarzyszy księga, do której każdy może się wpisać. Znalazło się w niej wiele pięknych myśli. Oryginał księgi wraz z ikoną powędrował w czerwcu do Ojca świętego. Zachowały się kserokopie, które są opracowywane przez Piotra z Warszawy. Nie dziwi Was więc zapewne, jako uczestników Ruchu opartego na przyjaźni, że wybrałem dla naszej ikony to imię - Króla Przyjaźni.
      Jak rozumiemy przyjaźń z Jezusem? Jan Paweł II pisze: "Zachęcam Was do pełnego zaufania Jezusowi, naszemu Zbawcy i Przyjacielowi" (Modlitwy i rozważania na każdy dzień roku, s. 353, Bertelsman, Warszawa 1999). Płaszczyzna zbawienia i płaszczyzna przyjaźni... Spotykamy się z Bogiem jakby w dwóch wymiarach. Pamiętam księdza Bronisława Bozowskiego, który często przypominał, że nasza relacja z Bogiem powinna być z jednej strony relacją stworzenia, które od Boga oddziela nieskończona przepaść: człowiek powinien być zawsze gotów klękać przed Bogiem na kolana. A jednocześnie człowiek powinien być gotów, żeby rzucić się Bogu w objęcia. Jest On przecież tak bardzo dobry. Ksiądz Bozowski pisze nieraz w swoich pamiętnikach, używając też formy trójstopniowej: "Szukać Ciebie o Panie, Ojcze i Przyjacielu" (Agenda Biblijna 1999, cytat pod datą 19.11.). Podkreśla tak naszą ograniczoność, zależność, a jednocześnie bezmiar wielkości i miłości Boga. Ksiądz Bronek w testamencie kazał mi i innym swoim przyjaciołom "żyć w przyjaźni z Bogiem". W jakimś wymiarze ta ikona jest również cząstkowym wypełnieniem tego testamentu.
      Ostatnio wpadł mi w ręce artykuł J. Wróbla Chrystus dla Indii, napisany z okazji ostatniej wizyty Ojca świętego w tym kraju. Zawiera on wiele cennych myśli. Między innymi autor pisze, że przyjaźń i dialog wyrastają z wiary, a nie są jej zamiennikami (Życie, 14.11.99). Nasza przyjaźń wyrasta z Pisma świętego, z Liturgii Kościoła i z całej kultury chrześcijańskiej.
      Wydaje mi się aż dziwne, że Jezus nie był dotychczas czczony pod imieniem Przyjaciela. Imię to wynika przecież z Jego Istoty. Łączy się z tym nazwa naszego Ruchu: "maitri" czyli "przyjaźń, miłość". Trzeba mi to tutaj wypowiedzieć, że "maitri" należy do Chrystusa. Jak każde dobro, jest Jego własnością i od Niego pochodzi. Do Niego też musi powrócić. Nie wiem, jak to się stanie, ale wiem, że Papież zachęca nas do wyszukiwania i wywyższania wszystkiego, co w innych kulturach jest dobre. W imię naszej przyjaźni z Chrystusem winniśmy chronić wszystko, co jest dobre. "Maitri" jest pojęciem dobrym, za którym stoi dobre i piękne życie wielu ludzi. Wszelkie dobro, które się z tym słowem łączy, należy do Pana.

Warunek przyjaźni z Chrystusem
      Wiemy, że przyjaźń Boga do człowieka jest bezwarunkowa - nigdy nie ustaje. Warunek przyjaźni wypisany na ikonie dotyczy wyłącznie człowieka. Tylko Ty i ja jesteśmy zdolni stawiać warunki, potrafimy nawet przyjaźń odrzucić. To nie Bóg stawia warunki. Bóg przypomina nam, jak możemy włączyć się w Jego przyjaźń. Stajemy się Jego przyjaciółmi, idąc Jego śladem.
      Droga Jezusa prowadzi przez krzyż. Do przyjaźni nie ma drogi na skróty. Nie ma też innej drogi. Przyjaźń powstaje wtedy, gdy się za nią płaci. Tę drogę wyraźnie nam Jezus pokazał, od początku do końca. Śledząc dramaturgię Dobrej Nowiny dostrzegamy, że Jezus szedł czyniąc dobrze. Robił wiele cudów, na które było wielkie zapotrzebowanie. Proszono Go najczęściej o zdrowie, czasami o życie i o rzeczy z pozoru bardziej błahe, o chleb lub o wino. Każdy z tych cudów miał swoje miejsce i znaczenie. Ostatni raz Jezus użył swojej mocy, powalając na ziemię tych, którzy mieli Go pojmać. Od tej chwili aż do śmierci nie skorzystał więcej ze sposobności, żeby użyć swojej Boskiej mocy. Wcześniej stał się człowiekiem, a teraz oddał się całkowicie w ręce człowieka. To On się wydał. To On panował cały czas nad sytuacją. Tak rozpoczął się cud Krzyża. Jedyny cud, o który nikt z ludzi Go nie prosił; nie tylko nikt nie prosił, ale wielu odradzało. Prosił o ten cud tylko Ojciec.
      Siostra Faustyna, pisze, że wszystko stało się już w Wielki Czwartek. Dostrzegła to w oczach Jezusa, kiedy jej wzrok spotkał się z Jego wzrokiem. Nie trzeba być mistykiem, żeby móc wpatrywać się w oczy Jezusa. Jezus nie chciał Krzyża. On chciał przyjaźni. Droga do przyjaźni z człowiekiem prowadziła przez Krzyż. Żeby przejść tę drogę Jezus zrezygnował ze wszystkich "sposobności", które wynosiły Go ponad stworzenie. Jak bardzo cenny jestem w Twoich oczach Panie! Nie rozumiem Ciebie. Ale przyjaźni się nie rozumie. Można ją tylko przyjąć.
      Przyjaźń z Jezusem oznacza dostrzeganie innego człowieka, i to nie teoretyczne, ale jak najbardziej praktyczne. Nie wolno nam omijać człowieka. Charyzmatem naszym jest umiejętność dostrzegania człowieka żyjącego nawet z dala od nas. Dana nam została świadomość współzależności naszego losu i naszej odpowiedzialności za ludzi żyjących w nędzy w Trzecim Świecie.
      W naszej pracy jednak łatwo możemy popaść w grzech faryzeizmu. Nie tak dawno wyszedłem wcześniej z pracy, by zdążyć na zebranie osób zajmujących się sprawami charytatywnymi. Padał deszcz, było zimno i byłem spóźniony. Spieszyłem się więc podwójnie. Na środku ścieżki, którą szedłem, leżał starszy człowiek. Leżał akurat w takim miejscu, gdzie była na pobliskiej jezdni kałuża i każdy przejeżdżający samochód ochlapywał mu nogi brudną wodą. Obok na ziemi leżał jego nędzny wózeczek. A ja biegnę pomagać biednym! Zatrzymałem się i zapytałem, jak się czuje i czy mu pomóc. Odpowiedział, że dobrze i że nie chce pomocy. Jego wygląd przeczył tym słowom. Ja jednak uspokojony pobiegłem dalej. Ale jego słaby głos i odpowiedź, której ton wskazywał raczej niewiarę w moją zdawkową chęć pomocy, nie dawały mi spokoju. Zebranie okazało się nieudane - nic nie wniosło. Jedna z osób dogadywała prowadzącemu do tego stopnia, że została wyproszona z sali. Atmosfera zwarzyła się. W uszach długo słyszałem słaby głos i widziałem leżącego w strugach deszczu człowieka, którego ominąłem, bo się spieszyłem, żeby teoretycznie pomagać innym. Zrozumiałem, jak łatwo stać się faryzeuszem. Ominąłem człowieka dla przyszłych i większych - jak mi się wydawało - spraw. A tak naprawdę to padał deszcz i myślałem schematycznie o swoim wcześniej zaplanowanym dniu. Resztę filozofii dorabiałem w trakcie. Łatwo się dorabia wyższe uzasadnienia, a człowiek zostaje z boku. Ktoś, kto naprawdę kocha ludzi, w takim momencie zmieniłby swój plan i nie zaspokoiłby się pokorną odmową. Matka Teresa mówi, że nic tak nie czyni człowieka nieczystym, jak brak miłosierdzia. Tego dnia byłem daleko od Jezusa.

Wymiana
      Dlaczego ten słaby człowiek leżał w strugach deszczu na ziemi, podczas gdy ja, silny, szedłem pod parasolem? Dlaczego nie było na odwrót? Matka Teresa też o tym myślała: "Dlaczego ci ludzie, a nie ja? Ten człowiek wyciągnięty z rynsztoka - dlaczego to on tam był, dlaczego nie ja? Jest to tajemnica. Nikt nie może udzielić odpowiedzi. Nie do nas należy decyzja. Tylko Bóg może decydować o życiu i śmierci" (Miłość, owoc, który dojrzewa w każdym czasie, Wydawnictwo Księży Marianów, 1991, str. 183). Całe życie Matki świadczyło o tym, że wchodziła w sytuację drugiego człowieka, utożsamiała się z nim, pragnęła się z nim podzielić.
      [Matka Teresa pozostawiła też przepiękne rozważanie: "Nie ma przyjaciela nad Jezusa".]
      Wymiana z drugim człowiekiem nie oznacza wchodzenia w kompetencje Pana Boga. Jest wypełnianiem warunku przyjaźni z Bogiem. Na tej drodze Jezus posunął się najdalej: "nie skorzystał ze sposobności, żeby na równi być z Bogiem" (Flp 2,6) i zamienił swój nieskończony Majestat na ludzkie ciało. "Ogień krzepnie" - to chyba najsilniejsze określenie, które jeszcze jako tako rozumiem, które oddaje dramatyczność tej wymiany. Oczekujemy właśnie jubileuszowej pamiątki Jego przyjścia. A od momentu, kiedy wydał się do końca w ludzkie ręce (tak jak może zrobić to tylko Ten, kto nie stawia warunków swojej przyjaźni), pozwolił jeszcze zamieniać chleb i wino w swoje Ciało i Krew.
      Ta przedziwna, cudowna i święta Wymiana dokonuje się na ołtarzu każdego dnia i jest dla nas wzorem. Nasza wymiana ma być też codzienna, nieustanna, powszednia i bezwarunkowa. Bóg stał się człowiekiem. Tylko Bóg mógł. Ty i ja nie możemy utożsamić się drugim człowiekiem, ale możemy korzystać z owoców świętej Wymiany i naśladować ją w swoim małym zakresie. Ikona, która do Was przyjdzie, jest tylko marnym odbiciem naszych wyobrażeń o Bogu. Popatrz na siebie i innych. Jesteśmy Jego ikonami, wykonanymi Jego ręką. Wymiana pomiędzy Jego dziećmi podejmowana w Jego Imię może nas tylko do Niego zbliżyć.

Jezus potrzebuje naszego cierpienia
      Jeżeli Twoja i moja przyjaźń rozwinie się, zrozumiemy i takie słowa: "Dla Twojego przyjaciela to łaska, by mógł dla Twej miłości cierpieć i znosić utrapienia na świecie, ilekroć i od kogokolwiek go spotkają za Twoim dopuszczeniem" (Tomasz à Kempis, O naśladowaniu Chrystusa, III, 50.4). Przyjęcie tych słów pozwoli nam przyjąć to, czego nie chcemy i pozwoli zaniechać tego, co nam pochlebia. Pozwoli nam znieść to, że nie wiedzie się nam według naszych myśli i że ludzie nie przyjmują naszych słów. Zniesiemy to, że nie udaje się nam niczego uprosić, i że uważają nas za ludzi niezdarnych. Zniesiemy nawet pomówienia i wrogość. Przyjaźń Jezusa, bezwarunkowa przyjaźń, tego się właśnie domaga. To jest droga do zjednoczenia naszej woli z wolą Boga: "Tam twoja wola, z moją zjednoczona, nie będzie pragnąć niczego zewnętrznego lub osobiście wyłącznego" (jw. III, 49.6). Patrząc w oczy swojego Przyjaciela zastanawiajmy się, czy naprawdę tego zjednoczenia pragniemy.

      Osoby pragnące przyjąć ikonę Chrystusa Króla Przyjaźni mogą zwrócić się do gdańskiego ośrodka Ruchu Maitri lub na adres: Ruch Maitri, Parafia św. Stanisława B.M., ul. Bema 73/75, 01-244 Warszawa, tel./fax/aut. sekretarka 0-22/631-91-00.


[Spis treści numeru, który czytasz]
[Skorowidz  tematyczny artykułów]
[Strona główna]      [Napisz do nas]