Znak Ruchu Maitri
MY A TRZECI ŚWIAT
Pismo gdańskiego ośrodka
Ruchu Solidarności z  Ubogimi Trzeciego Świata MAITRI
Nr 1 (55), styczeń-luty 2002

WIDZIELIŚMY OGIEŃ...

24 stycznia 2002
Siggi Soler i Andrei Neacsu, Rwanda

Betty Nyilaburu jest samotną matką z sześciorgiem dzieci. Jej dom, podobnie jak wiele innych w śródmieściu Gomy, jest zniszczony. Przebywa w obozie Mudende w sąsiedniej Rwandzie. Mówi: „Widzieliśmy ogień, zbliżający się do naszego domu i musieliśmy uciekać. Niczego ze sobą nie zabraliśmy. Gdybyśmy próbowali, spłonęlibyśmy.” Najbardziej żałuje utraty kołyski dla najmłodszego dziecka i - przy chłodnej rwandyjskiej pogodzie - kocy. Przekroczyła granicę i na dwa dni zatrzymała się w Gisenyi, gdzie wolontariusze Czerwonego Krzyża powiedzieli jej o obozie, do którego władze zabierały rodziny autobusem. Jednak Betty nie może pracować w Rwandzie i pragnie wrócić do domu, gdy tylko wulkan się uspokoi. „Zawsze żyliśmy w zagrożeniu. Ono przychodzi i odchodzi” - mówi kobieta. „Nie mogę wrócić sama, ale nie mogę też zostać tu na zawsze. Kiedy moi przyjaciele będą wyjeżdżać, dołączę do nich, ponieważ tam jest mój dom.”
Jedyną rzeczą, która sprawia, że Betty się uśmiecha, jest poznanie w obozie nowego przyjaciela. Nazywa się Bienvenue Mutujamamba i studiuje w Instytucie Mbulia w Gomie. Jego relacja z dnia wybuchu wulkanu Nyiragongo brzmi: „Był to Dzień Lumumby, święto narodowe w Kongu. Byłem z rodziną, kiedy usłyszeliśmy z radio o erupcji wulkanu. Wolnym krokiem poszedłem w stronę domu rodziców, ale zorientowałem się, że nie damy rady przejść, więc zamiast tego ruszyliśmy w kierunku domu wujka. Tam było jeszcze gorzej. Pozostało nam tylko przejście do Rwandy. Nie wiem, gdzie są teraz moi rodzice. Mam nadzieję, że są bezpieczni.”
Jak wielu innych, Bienvenue czeka. Nie wie jak zachowa się wulkan w ciągu najbliższych dni. „Moja rodzina straciła w tej katastrofie wszystko i nie będzie już w stanie pomagać mi w studiach” - mówi. „Nagle w moim życiu zapanował chaos. Gdybym wiedział, skończyłbym ten rok. Tutejsza pogoda jest zupełnie inna niż w Gomie więc cieszymy się, że Czerwony Krzyż rozdaje koce. Wolontariusze Czerwonego Krzyża troszczą się o nas i przygotowują obóz, ale byłoby najlepiej, gdyby nam pomogli odbudować Gomę, abyśmy mogli tam wrócić.”
Odette Nyiraminani podczas ucieczki z dzielnicy Corniche na zachodzie Gomy nie zabrała ze sobą niczego. Chwyciła 10-ciomiesięcznego syna Patryka. Mając lawę za plecami biegła, by ratować życie. „Gdy wulkan zaczął wypluwać wrzącą lawę, pomyślałam najpierw, że to był grzmot” - mówi, ściskając w ramionach swe maleńkie dziecko. „Miasto było okryte dymem i prawie nie mogliśmy oddychać. Przekroczyliśmy granicę i dwa dni spędziliśmy na polu manioku koło Gisenyi, do czasu, gdy Czerwony Krzyż nas zabrał do obozu Mudende.” Tutaj znalazło schronienie około 3400 uciekinierów spod wulkanu. „Mam tylko to, co na sobie” - mówi Odette w rozmowie z Christophe'm Mushimiyinman, koordynatorem rwandyjskiego Czerwonego Krzyża, rozdającym materace, koce i żywność i zapewniającym ludzi o szybkiej poprawie warunków sanitarnych.
Ntako Maeshe, bawiący się z dwojgiem swych dzieci w pokoju w Mudende, jest zarazem smutny i wesoły. „Jestem szczęśliwy, ponieważ udało mi się uratować dwie córki, Aminatę i Odette. Cieszę się, że znalazłem schronienie i dobrych ludzi, którzy nam pomagają. Ale jestem smutny, ponieważ straciłem mojego 4-letniego Gedeona.”
Ntako ma 34 lata i jest nauczycielem w szkole. Widział swój dom w północnej dzielnicy Virunga, pochłonięty w całości przez strumień lawy. Ntako ma nadzieję, że Rwandyjski Czerwony Krzyż i Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża będą w stanie odnaleźć jego syna.
„Kiedy zobaczyłam wszystkich ludzi biegających dookoła i krzyczących, przestraszyłam się tak bardzo, że zaczęłam biec razem z tłumem, podczas gdy moja mama i tata próbowali zapakować co się dało” - mówi 13-letnia Yeye Fevrie.
Przed dwoma wielkimi namiotami bawi się pod czujnym okiem wolontariuszy Czerwonego Krzyża grupa dzieci. Wszystkie się zagubiły i czekają na połączenie ze swymi rodzinami. „W radio kongijskim i rwandyjskim nadajemy wiadomości o miejscu przebywania dzieci” - mówi Christophe, pocieszając małego chłopca będącego najwyraźniej w szoku spowodowanym odłączeniem od rodziców. „W niektórych przypadkach mieliśmy dużo szczęścia, gdy okazało się, że rodzice również są w Mudende.”

Ze stron internetowych Międzynarodowej Federacji
Czerwonego Krzyża i Czerwonego Półksiężyca
Tłumaczyła Dorota Mikos


Więcej o sytuacji w okolicy Gomy
  • Tragedia Gomy - jej region od lat dotknięty jest wojną. W latach 1994-96 mieściły się tam największe obozy uchodźców na świecie. Pozostała ogromna ilość sierot. Dziś rozgrywa się tam kolejna tragedia.
  • Zdjęcia z Gomy - wykonane przez misjonarzy po wybuchu wulkanu.
  • Idą w nieznane - fragmenty listu s. M. Orencji Żak, pallotynki, misjonarki z Kongo, naocznego świadka tragicznych wydarzeń po erupcji wulkanu.
  • W samym środku apokalipsy - relacje misjonarzy, apel o pomoc, odsyłacze do stron krajowych i zagranicznych.
  • Co nas jeszcze czeka, wie tylko sam Bóg - list s. Barbary Pustułki, misjonarki z Konga, o sytuacji w regionie Gomy.
  • Pomoc ofiarom wulkanu - wielu ludzi napłynęło przez granicę rwandyjską do miasta Gisenyi, nie ma tam dla nich schronienia.
  • Co dalej z Gomą? - na pełnych zamieszania ulicach Gomy pojawiły się pierwsze oznaki handlu.

  • [Spis treści numeru, który czytasz]
    [Skorowidz  tematyczny artykułów]
    [Adopcja Serca  - pomoc dla sierot]
    [Strona główna]      [Napisz do nas]